Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
4
DwapolicyjnepolonezyprzyjechałypodlasnabydgoskichGlinkach
półgodzinypóźniej.Radiowozyzaparkowałypoprawejstronie
nieutwardzonejdrogi,odulicyCmentarnej.KomisarzBondysdotarł
chwilępóźniejiustawiłsięzanimi.Spojrzałwlewo,gdziezałąką
wielkościboiskapiłkarskiegoznajdowałosięosiedledomków
jednorodzinnych.Zkominówgęstymi,cienkimistrużkamiunosiłsię
dymwróżnychodcieniachszarości.Wkilkumiejscachczerniłsię
smoliście,pewniezpowodupaleniaoponsamochodowych
iwszystkiegoinnego.Namiejscedojechałatakżekaretkapogotowia
iprokurator.Dochodziładziesiąta,ajesiennesłońceświeciło
intensywnie,jednakniemiałoszanszprzejmującymchłodem
właściwymtejporzeroku.Marekwysiadł,zatrzasnąłdrzwiiszczelniej
opatuliłsiępołamibrązowegoprochowca.
Znajdowalisięprzyłącenaskrajulasu.Odpobliskiejkaplicy,
awłaściwiebarakupomalowanegonaczarno,dzieliłoichnajwyżej
dwieściemetrów.Gdybyniesporejwielkościkrzyżnadwejściem,
trudnobyłobyzgadnąć,żetaszopatokaplica.Bondysspojrzał
nabudynekidojrzałwnimtylkojednozagrożeniepożarowe.Ktoś
miałiścieszatańskipomysł,stawiająctenniewielkidombożycały
zdrewna,jeszczeztakniskimdachem.Jeślistłoczenipodczasmszy
ludziejakimścudemniespaląsiężywcemwczasiepotencjalnego
pożaru,tozpewnościązadusząsięczadem,którybędziezbierałsię
dokładnienadichgłowami.Ikościółzyskacałąrzeszęnowych
męczenników.
Pomimożeosiedlebyłoblisko,leżącaprzygrunciemgła,ściana
gęstegolasupoprawejstronieizarośniętapopasłąkapolewej
tworzyłyzłudzeniewyjątkowoodosobnionegomiejsca.Między
suchymiźdźbłamitrawinagałązkachkrzewówmajestatyczniewisiały
pajęczesiecizesrebrzącąsięwsłońcurosą.Gdzieniegdzienaśrodku
swoichtkackichdziełsiedziałydumnepająkizbiałymikrzyżami
naodwłokach.