Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ASkimpole?mówiłdalejpanJarndyce.Cóż,temu
chłopcuwystarczynadającysiędozamieszkaniadomekdlalalek
ikilkoroblaszanychludzików,odktórychmógłbyzaciągaćpożyczki
idrogąpopadaćwdługi.Jestemprzekonany,żeterazjestpogrążony
wdziecięcymśnie,coprzypominami,żepora,abymwłasną
solidniejszągłowęzłożyłnabardziejrealnejpoduszce.Dobranoc,
drogiedziatki.IniechBógczuwanadwami!
Zanimzdążyliśmypozapalaćświece,panJarndycewróciłipokazał
wuchylonychdrzwiachtwarzpełnąuśmiechów.
Wiecieco?Przyjrzałemsięchorągiewcenadachu.Fałszywy
alarm!Wiatrwiejeodpołudnia!oznajmiłiodszedłpodśpiewując
wesoło.
NapiętrzeporozmawiałyśmychwilęzAdąizgodniedoszłyśmy
downiosku,żegrymasynatematwiatrufikcją,któranaszemu
opiekunowiodpowiadabardziejniżujawnianieprawdziwegopowodu
takiegoczyinnegozmartwieniaalboprzypisywaniewiny
komukolwiek.Sądziłyśmy,żetoobjawbardzocharakterystycznydla
jegodziwacznejpoczciwościorazróżnicypomiędzynim
aśledziennikami,którzyzłąpogodęizmianywiatru(zwłaszcza
zmianywiatruwykorzystywaneprzezniegotakinaczej)mają
zapretekstwłasnychzłychhumorówiprzyrodzonejzgryźliwości.
JedenwieczórwSamotnipomnożyłmojąwdzięcznośćdlapana
Jarndyce‘aotakznacznąsympatię,zdawałomisię,żedziękitemu
zaczynamgorozumieć.Natomiastpozornychniekonsekwencjipana
Skimpole‘aipaniJellybyzgłębićniebyłamwstanieinieusiłowałam
nawet.Kiedyzostałamsama,zaprzątnęłymniebezresztymyśli
oAdzieiRyszardzieorazpoufnymimilczącymzwierzeniunaich
temat,którejakwydawałomisię,odebrałam.Ponadtomojerojenia
(rozpętanebyćmożeprzezwiatr?)niebyłycałkiemwolneodegoizmu,
chociażusilnieotozabiegałam.Wracałammyślamidodomu
chrzestnejmatkiidomojejpóźniejszejdrogi,kiedynasuwałomisię
nierazpytanie,ilepanJarndycewieomojejnajwcześniejszejhistorii,
iposuwałamsięnawetdodomysłów,żetoonmożebyćmoimojcem.
Aletefantastycznerojeniaminęły.
Minęłybezpowrotnieprzypomniałamsobiestającprzedogniem
nakominku.Mojasprawatodziałaniezpogodnąmyśląipogodnym