Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Nadeszłapołowagrudnia,azniąkolejnyczwartek.Wyjątkowo
późno,bopopołudniu,pozałatwieniulicznychsprawmogłam
wreszcieutartymzwyczajemzajrzećdosali,wktórejpodawano
Agaciechemię.Zastałampustąleżankę.Najwyraźniejzabiegsię
zakończył.Całyprocesbyłmijużdoskonaleznany,więcposzłam
dodystrybutorapowodęiprzycupnęłamnakrześle.Wmilczeniu
czekałam,ażprzyjaciółkawyjdziezłazienki.
Przyczłapaławolnymkrokiem,usiadłaiwzięłaodemniekubek.
–Kolejnyrazodfajkowany–zagaiłam.
–Jeszczeażtrzy–powiedziała,patrzącwprzestrzeń.
–Jużtylkotrzy–poprawiłam.
Chwilęsiedziałyśmywciszy.Dopiławodę,zgniotłakubek
iwrzuciłagodokoszanaśmieci.Automatyczniezgarnęłatorebkę,
kurtkę,telefon,jakieśreceptyichusteczki.
–Agata,posiedźjeszcze–naciskałam,bofatalnieznosiłapierwsze
godzinypochemii.Zwyklerazporazwstrząsałyniątorsje.
Samategodniazaliczyłamjużostatnieświatełka.Gdybynie
papierologia,wszystkotrwałobykrócej.Byłampełnasiłinadziei.
Nakilkamiesięcyspokój.Potemzrobiąmipowtórkęzbadańialbo
stwierdzą„maszszczęście,kobieto”,albozapędząmniewpiekło
chemiijakterazAgatę.Tymczasemona,wciążdręczonareakcjami
organizmu,bladaisłabazbierałasiędowyjścia,wpychając
wychudzoneciałowwysłużonąpuchówkęiudającchojraka.
–Jestokej.Naprawdę.Muszęjechać.
–Dlaczegotakgnasz?–Irytowałamsięjejbrakiemszacunkudla
samejsiebie.
–Zamknąmiprzedszkole.
Tegoargumentuniedałabymradyzbić.Dzieckotodziecko.
Mogłamsięnieznaćnamacierzyństwie,jednaktyleprzecież
rozumiałam.Ciężkobyłomijątakpoprostuzostawić,szczególnie
żemiałammnóstwoczasu.Rozpierałymnieenergiaipoczucie
odzyskanejwolnościpoleczeniu.
–Czymbędzieszjechać?
–Normalnie.Autobusem.
–Tojestnormalnie?Wtymstanie?–zapiekliłamsię.
–Ajakinaczej?–spytałaAgata.
Przyjrzałamsięjej,szukającodpowiedzi,inaglemnieolśniło.
Toproste.Czujęsięażzadobrze.Lekarzkazałmiodbębnićjeszcze