Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
słyszałemnajednoucho,upatrywałemwtymszansę
wymiganiasięodarmii—chybażewcielilibymnie
doartylerii(!).Znajomyszpitalnylaryngologmógł
postawićdiagnozę,żeowaniedyspozycja
mapostępującycharakterinieleczonagrozi
kompletnągłuchotą,ponieważteoretyczniebyłataka
możliwość.Jednakskierowaniedoniegomógł
wystawićtylkolekarzwojskowy.
Wszedłemdopokoju,wktórymodbywałasię
rekrutacja.Zastołemsiedziałokilkumężczyzn
wmundurach,jedenwkitluipielęgniarka.Już
nawejściupowiedziałemdonośnymgłosem:
—Dzieńdobry!
Wiedziałem,żeludziegłuchawimówiągłośno.
Kazanomisięrozebraćdomajtek.Korpulentna
kobietawczepkuzmierzyłamnie,zważyła,alekarz
zajrzałdogardła,uszui...jeszczegdzieśindziej.
Późniejoficerwskazałnakrzesłostojąceprzedstołem
komisji.Usiadłem.Odczytałmojenazwisko,imię,datę
urodzeniaorazzaświadczenieopoważnymdefekcie
słuchu,któremiałomnieuchronićprzedpójściem
wkamasze.Mężczyzna—ten,któryzaglądał
mituiówdzie—stanąłzamną,pochyliłsię
iwżołnierskichsłowachnakazał,abymrękąszczelnie
zakryłzdroweucho,anastępniepowtarzałcyfry
wypowiadaneprzezniego.Potemodszedłkilka
krokówiniemalszeptemzaczął:
—Dwanaście.—Janic.
—Trzydzieścidwa.—Jamilczę.
Podszedłkrok,możedwaipowiedział: