Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
którymmamiłazmysłyprzezcaływrzesień,anawet
większośćpaździernika,uśpiwszywtensposób
powszechnączujnośćspołeczeństwa,iwciągujednego
przedpołudniaprzestawiłasięnaszaroburąchlapę,ziąb
iogólnąpizgawicę.Zaskoczeniprzechodniekulilisię
zziębnięcipodniesfornymiparasolami,czytodrepcząc
wężykiemchodnikami,czytosterczącnaprzystankach,
wpatrzeniwczubkibutówwystającespodprzemoczonych
nogawek;równiezaskoczenikierowcyzderzakwzderzak
sunęliniemrawoulicami,jakgdybyzahipnotyzowani
rytmicznymipląsamiwłasnychwycieraczek;zaskoczeni
drogowcyzaś…cóż,wcaleniebylitacyznowu
zaskoczeni.Zatowszyscy,bezwzględunaśrodek
transportuczystopieńzmarznięcia,psioczylijakjeden
mążnatęwszędobylską,bezlitosnąpluchę,pocichu
tęskniącjużzaśniegiemimrozem–coprawda
dokuczliwszymdlaciałaiakumulatorów,zatowpakiecie
zmilszymisercuświętami,doktórychwciążpozostawało
takstraszniedużoczasu.Inawetwizjakolęd
dobiegającychdzieńwdzieńprzezbitedwamiesiącezza
każdegowęgłachwilowoniebyławstanieimtego
obrzydzić.
Siłaniższalubiłaświęta.Nictakjakoneniesprzyjało
drobnymurazom.
Westchnęłazrozrzewnieniem,myślącjuż
opoparzonychbarszczempodniebieniach,oknykciach
startychdosałatkiśledziowejrazemzjabłuszkiem
iniemalniezauważalnychgołymokiem,leczjakże
bolesnychskaleczeniachozdobnympapierem
wpodejrzanierumianeMikołaje.Tymczasemmiasto