Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
TuruBrząszczykbyłczłowiekiemzzasadami.
Zasadytewprzeważającejiprzerażającejczęści
zawierałysilnypierwiastekrzyciowy,wzwiązkuzczym
nienadawałysięzabardzodocytowaniawco
elegantszymtowarzystwie,takimwjednokolorowych
skarpetkach,jakożezawierałytakzwanesłownictwo,
słownictwozaśbudziłokonsternację.Turubezbłędnie
rozpoznawałobjawytejprzykrejprzypadłości.
Przypominałazaparcie,tylkobardziejznienacka.
Takczyowak,Turuswojezasadymiałikultywował,
wręczhołubił,jakrównieżchętnieprzywoływał
zniezmąconąbeztroską,wrazieczegosłużąc
porażonemuatakiemkonsternacjiżyczliwąporadąnatury
nieomalmedycznej,zeszczególnymuwzględnieniem
mądrościludowychiosobistychdoświadczeń.Gdyżchoć
naturydośćgrubociosanej,byłprzytymczłowiekiem
niezmiernieprzyjaznymotoczeniu,bezwzględunato,czy
otoczenieraczyłoowouczucieprzyjąćdowiadomości,
acodopieroodwzajemniać.
Wiadomośćodokwaterowaniuzgraipogorzelców
powitałzukontentowaniem.Nabrakzajęćnienarzekał,
ależyciewdomuwypełnionymgłówniepustką
iwspomnieniamidłużyłomusięniemiłosiernie,odkąd
przedpółroczemzostałwnimsamjakpalec.Wcześniej,
przezdwadzieścialatzokładem,jakiezdążyłjużspędzić
podtymdachem,Turumiałdziadunia,dziaduniozaśmiał