Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tymzawszelubiłamtowarzystwo.Będęmogła
obserwować,jakdziewczynkidorastają,awynie
będzieciemusielizatrudniaćopiekunki–stwierdziła.
Miałarację.Zpraktycznegopunktuwidzeniajej
argumentymiałysens.Mimotowszyscyznaliśmy
prawdziwypowód,dlaktóregoniechciałamsię
wyprowadzić.
Niemogłam.Niepotym,cosięstało.
Chciałamkupićzmężemwłasnemiejsce,budować
tylkonaszewspomnienia,aleniepozwalało
minatosumienie.Niechciałamzostawiaćmamy
samej.
–Powinnaśuwolnićsięodwydarzeńzdzieciństwa
–zasugerowałLuke.Leżeliśmywtedywłóżku,
aonporazostatnipróbowałmnieprzekonać.
Owszem,miałrację,alewiedziałam,żetakjuż
zostanie.Mogłobysiętozmienićtylkowtedy,gdyby
Alicewróciładodomu.
–Chodźdomnie,Chloe–rzucam,podnosząccórkę
zkocyka.–Posadzimycięprzystole.Dzieńdobry,
mamo.
Sadzamcóreczkęwkrzesełkuiprzysuwam
jądostołu.Lukepodajemimiseczkępłatków
śniadaniowychweetabixipogwizdując,parzyherbatę.
–Ktośmadzisiajdobrynastrój–zauważamama,
nakładającsobietosta.Ichoćmówitozuśmiechem,
zdradzajątongłosu.
JaiLukewymieniamynadstołemporozumiewawcze
spojrzenia.
–Jestpięknyporanek,świecisłońce,otaczamnie
mojaukochanarodzina.Łącznieztobą–oświadcza