Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
radośnieiposyłajejuśmiechnumerjeden,próbując
choćtrochęjąrozweselić.
Mamaodwracawzrok,wpatrujesięwkalendarz
naścianie.Jestempewna,żepatrzynadatęodległą
oddzisiajodwadni.
–Chciałabympojechaćdomiasta.Muszęodebraćcoś
odjubilera–mówi.
Nieoczekujemy,żepuściparęzust,itakwiemy,
żechodzioprezenturodzinowydlaAlice.Niebyło
Gwiazdkiczyurodzin,naktóremamaniekupiłabyjej
jakiegośupominku„napóźniej,kiedywrócidodomu”.
Nigdyniena„jeśliwróci”.
–Podrzucęcię,jeślichcesz–proponujeLuke.
–MożemyzawieźćChloedoprzedszkolaipojechać
prostostamtąd.
–Naprawdę?Dziękuję,totakiemiłe.–Tymrazem
uśmiechasięprzyjaźniej.
Cieszęsię,żemamaimójmążsięlubią.Tobardzo
ułatwiamieszkaniepodjednymdachem.Większość
rodzin,któreznamy,spotykasięprzystolepóźnym
popołudniem,naobiadokolację.Alenajważniejszym
posiłkiemuTennisonówjestśniadanie,boczęsto
zostajęwpracydopóźna.Tonieodpowiedniaporadla
dziewczyneknajedzenie.Ichociażwiem,żeniejest
towymarzonerozwiązaniemojegomęża,naprawdę
doceniam,jakbardzosiędlanaswszystkichstara.
–Hannah,maszdzisiajlekcjęgrynaflecie–rzucam,
wpośpiechupakującwChloepłatki.–Luke,nie
zapomnisz?Książkaznutamichybależynapianinie
wsalonie.
–Wszystkopodkontrolą–oznajmia,apochwili