Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
staniewyrzucićzgłowyniepokojącychmyśli.Umęczoneciało
szukałochwiliwytchnienia,aleumysł,niczymbezwzględnykat,
długoniechciałnatopozwolić.
Kiedyotworzyłemoczy,odrazuszepnąłemwduchu:
-Przecieżtoniemożliwe!Dopieroprzedchwilązamknąłem
powieki!-Światłodnia,którewpadałodoceliiwarkotsilników
dobiegającydomoichuszuuświadomiłymijednak,żetwardym
snempokonałemczęśćnocy.
Wzdłużceglastegomurujadąwojskowepojazdy,zupełnie
jakbytędywiódłnajbardziejruchliwyszlakkomunikacyjny.Stoję
woknie,spoglądamnaznajomyskrawekświataiczujęsiętak,
jakbymdoświadczałdejavu.Wszystkowyglądaidentyczniejak
wczoraj.Tylkohałasnakorytarzuniejesttakintensywny.
Siadamprzystole.
Bezpośpiechuzjadamkromkęchleba.
Kilkałykówwody.
Palępapierosa.
Resztkikiepalądująwpapierowymzawiniątku.
Zegarwybijadziewiątą.
Jaznowuwoknie.
Nuda.
Kładęsięnapryczy.
Myślę.
Leżę.
Siadam.
Gadamsamdosiebie.
Wpółdodziesiątej.
Wstaję.
Spaceroddrzwidookna,odoknadodrzwi.Stopięćdziesiąt
kroków.Dwieście.Trzystatrzydzieścitrzy.Przestajęliczyć,
przecieżtoniemasensu.
Patrzęwokno.Wojskowakolumnaciąglewruchu.
37