Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jestemprofesoremmatematykinauniwerku,tato.
–Wszkoleteżmiałemprofesorów,aniewielemnie
nauczyliożyciu.
–UniwersytetGdańskitojednaknietosamo
coliceum.
–Tak,tak–zbyłgoteść,poczymrozsiadłsię
wygodniewfoteluzięcia.Doskonalezdawałsobiesprawę
zfaktu,żepandomutegonieznosi.–Idźjużzaparzyć
tękawęidajmiporozmawiaćzAnią.Chcępoznaćtego
całego…jakciwogólenaimię,młodzieńcze?–rzucił
wstronęchłopaka,ignorującAnetę,którawtym
momencieweszładosalonuizajęładrugifotel.
–Wojtek,proszępana.
–Stare,mocneimię.Todobrze.Przynajmniejnie
wyglądasznachuchrojakmójzięć.Cotrenujesz?
–Piłkęnożną,proszępana.
–Doprawdy?
–Wojtekjestkapitanemnaszejszkolnejdrużyny
piłkarskiejizawodnikiemArkiGdynia–pospieszyła
zodpowiedziąAnia.Nieprzepadałazadziadkiem
Władkiem,zatonierazwspominałababcięFranię,która
zmarła,gdydziewczynamiałaraptemdziesięćlat.Nie
pamiętałazbytdobrzebabci,alewumyśleutkwiłjej
obrazuśmiechniętej,choćschorowanejkobiety,która
nieraznuciłajejpiosenki.DziadekWładekstanowiłjej
zupełneprzeciwieństwo.Byłmężczyznąoschłym,
niedopuszczającymdosiebienikogopozaAnetą.
–Maszrodzeństwo?–spytałstaruszek,lustrując
uważniemłodzieńca.
–Dwóchstarszychbracibliźniaków.
–Bliźnięta…–mruknąłWładek,kręcącnosem.–Też
trenują?
–Nie,proszępana.Studiująinformatykę,ale