Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
KRYSTIAN
–Mamyzgłoszenie,chłopaki–oznajmiłdowódcanaszejzmiany,
szczerzącsiędonastak,jakbyśmydostaligwiazdkęznieba.Szczerze
mówiąc,byłemciekaw,doczegoznowunaswyśle,bodzisiejszydzień
niebyłzbytemocjonujący.Coprawdamusieliśmysięzająć
wezwaniemwzwiązkuzulatniającymsięgazem,alepoprzybyciu
namiejsceokazałosię,żetobyłfałszywyalarm.Naszczęście:botego
typusprawykażdybagatelizuje,abywającholernieniebezpieczne.
Mimowszystkooceniałemtęzmianęjakodosyćnudną,ajalubiłem,
gdycośsiędziałoigdyserceszybkopompowałokrewwżyłach:
wtedyczułem,żenaprawdężyję,żeoddychampełnąpiersią.Bez
adrenalinyodnosiłemwrażenie,żejestzbytspokojnie.Przywykłemjuż
dotego,żewokółmnieciąglecośsiędziałoinielubiłemstać
wmiejscu–ciąglemusiałemdziałać,uwielbiałembyćwruchu,mieć
zajęteręce.
–Cościekawego?–zapytałDaniel.
–Powiedzmy–odparłkrótkodowódcazmiany.
–Toznaczy?–dopytywałDaniel.
Kilkaparoczuponaglającowlepiałosięwdowódcęzmiany:„no
mówjuż,skurczybyku,bozaraztuwszyscyzaśniemy”.
–Kotnadrzewie–oznajmiłwkońcu.
Jaknakomendęwszyscywydalizsiebiejękniezadowolenia.Kot
nadrzewie.Znowukotnadrzewie.Chybatrzecidzisiaj.Byłolato,