Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iwbiegłaposchodachnagórę.
Naszawczorajszarozmowaniewieledała,pomyślałem.
Zaraza,KociołekmruknąłGramm,kręcącgłową.Mam
nadzieję,żesięnacieszyłeśspokojemwżyciu.
PorozmawiamzniąpowiedziałaSara,wstając,icicho
westchnęła.Wysięlepiejuszykujciedodrogi.
Zciężkimsercemrównieżwstałemodstołu.PoprosiłemUrgo,
bywytłumaczyłZwierzakowi,cowłaśnieustaliliśmy,asamzagnałem
chłopakówdomycia,poczymopowiadałemimbajki,patrząc,jakich
powiekistająsięcorazcięższeicięższe.Marzyłem,byspędzić
wdziecięcejsypialnicaływieczór,amożenawetinoc,ukryty
wciepledziecięcychopowieści,miękkichpoduszekirozczochranych
czupryn.Niestety,mojezmysłybezustanniewychwytywałystrzępki
stłumionychdźwięków,którerozbrzmiewałypoddachemmojej
karczmy.Słyszałembrzękukładanegonaławieoręża.Zgrzytosełki.
Stukotpękówstrzał.Chrzęstspadającejnapodłogękolczugi.Czyjś
grubydowcip,przekleństwo,krótkiwybuchśmiechu.
PłaczSaliiiciche,kojącesłowaSary.
Wkońcuchłopcyzasnęli,ajazszedłemnadół,byspakować
prowiant.Niezabrałomitowieleczasuwszakprzezostatnirok
wyjeżdżaliśmybezprzerwyipoprostuwiedziałem,cobędzie
mipotrzebne,zresztąodkilkudniwmyślachprzygotowywałemsię
dokolejnejwyprawyiszczegółowozaplanowałemzawartośćsakw.
Wypełniwszyjejedzeniemiutensyliami,zataszczyłemjedogłównej
izbyiułożyłemnastoleobokbroni,narzędziisprzętuobozowego.
Ogieńwkominkuprzygasał.Wszyscyjużspali.Napiętrze
skrzypnęłydrzwinaszejsypialni.
Stałemprzezchwilęinapawałemsięciszą.Potemposzedłem
doSary.
Kochaliśmysiętejnocybardzo,bardzopowoli,jakbynasze
zbliżeniestanowiłoostatnią,desperackąpróbępochwyceniachwili
iukryciajejwsercu.Powszystkimwyślizgnąłemsięzłóżka
istanąłemprzyoknie.Zerkałemprzezszczelinymiędzyokiennicami
nalodoweokruchygwiazd,przewiewywystudziłymigorącą,
spoconąskórę.
Saliasiędomyśla?spytałem,odwracającsiękuSarze.
Mojażonależałanaboku,wciążprzykrytakocem.Wblaskujedynej
świecywidziałem,jakjejrudelokizsuwająsięzkrągłego,
nakrapianegopiegamiramienia.
Domyślasię?prychnęłaSara.Edmund,onawszystkowie.