Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ziemię.Jegooczylśniłyjednakbłękitem,takczystym
igłębokim,żeswegoczasuuwiódłkobietęispłodziłznią
trojedzieci.
Gingerpochyliłasięipowiesiłanawstecznymlusterku
wianekzkwiatów,któryrobiła,siedzącpodjesionem.
–Uschnąiznowuzrobisięsyf–mruknęłaElenor,choć
byćmożewcaleniemówiłategopoważnie.–Ajabędę
gopotemsprzątać.
Clementineprychnęła.
–Nieprawda.Tataotworzydrzwiizmieciejewiatr.
Gingerzachichotała.
–Będzieładniepachnieć.
Elenorpokręciłagłowąizmrużyłaoczy,kiedywtwarz
zaświeciłojejzachodzącesłońce.Niebojużzaczęło
czerwienićsięnadlasemoddzielającymdomMarsdenów
odmiasteczka.
Ażdostrzegliisamdom.
Budynekbyłjużstary,alewiększośćśladów
świadczącychojegowiekuzakrywałdzikibluszcz;
dookołarosłyakacje,kolorowekwiatyikrzewy–jeślinie
znałosięGinger,łatwobyłoprzeoczyćwogrodziejej
rękę,mimożetowłaśniezajejsprawądomtonął
wzieleni,szczególnielatem.Liczyłdwapiętra,jeślibrało
siępoduwagęstrych,miałdrewnianepodłogijęczące
nocą,awpowietrzuunosiłsięzapachminionychlat,
któreMarsdenowiespędzilimiędzyjegomurami.
Wymagałremontu,aleniktniemiałnaniegopieniędzy.
Działkęotaczałdrewnianypłotzwiecznieotwartą
bramą,apodjazdprowadzącypodsamedrzwibyłtylko
pasemwytartejztrawyziemi.Zadomem,wmiejscu
niewidocznymzdrogi,stałaszopananarzędziaorazstary