Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Mężczyznawpolicyjnejkurtcezagrodziłimdrogę.
Niemożecietamiść.
Elenorspojrzałananiegozdziwiona.
Cosiędzieje?
Niemogęwampowiedzieć.Alepewnieitaksię
dowieciezajakiśczas.Policjantsięskrzywił,lecznie
zezłośliwością.Idźciedodomu.
Dziewczynyspojrzałynalaszajegoplecami.Między
drzewamirozciągniętożółtątaśmę,azaniąkręcilisię
ludzie,częśćznichrównieżmiałanasobiepolicyjne
kurtki.UjrzałynawetpanaBrewera,miejscowegoszeryfa.
Znaleźliściecoś?spytałaClementine,unoszącbrwi.
Powietrzestałosięjakbygorętsze,mocniejlepiłosię
dospoconejskóry.
Mówiłem,żebyścieszłydodomumruknął
zniecierpliwionypolicjant.Toniemiejscedlawas.
Tuniedalekozaczynająsiębagna.
Elenorprzyjrzałasięjegotwarzy.Nieznałago,chyba
niepochodziłzConetoe,atooznaczało,żecokolwiek
znalezionomiędzydrzewami,niebyłojedyniekilkoma
odpadkamiwyrzuconyminielegalniewlesie.
Złapałasiostryzaprzedramiona.
Wporządkupowiedziałapolicjantowi.Jużidziemy.
Clementinejużmiałazaprotestować,aleElenor
uciszyłaspojrzeniem.Trudnasztuka,któratylko
czasemjejsięudawała.