Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Takijestplan!
DawnosiętaknieobżarłamjęknęłaSophie.
Szłyśmywzdłużplaży,alenatyleodniejdaleko,żebynienatknąćsię
namewy.Słońceprzyjemnieogrzewałonaszetwarzeiwszystko
wskazywałonato,żewokolicypołudnianieźleprzysmaży.
Naszczęściewtedyjużzejdziemyzmurawy.
Jateżodparłam.
TenBenjaminjestnaprawdęcałkiemspokostwierdziła
podługiejchwili,alejakzobaczyłamojąminę,szybkosięwycofała.
Wyciągnęłazeswojegojasnoniebieskiegoplecakajasnoniebieskibidon
idosłownienabraławodywusta.
Nie,nie…spokojnie.Jestspoko.Toznaczyujdzie.
Trawiłaprzezchwilęmojesłowa.Ekscytującebyłoto,żechoć
byłyśmydosiebietakpodobne,jeszczeniewieleosobiewiedziałyśmy.
WiedziałamoSophie,żemieszkazbabcią,wiedziałam,kiedymniej
więcejprzyjechaładoCapeMay,aleniemiałamjużpojęciaotym,
żemabrataanigdziejejrodzice.Pewniezapytałabymwcześniej,
alewierzyłam,żejestlepiej,kiedyludzieodkrywająsięsami,
wewłasnymtempie.
Robiśniadaniaoznajmiła,jakbybyłowtymcośniezwykłego,
apochwilidodała:Odbieracięztreningów.Ztego,cowiem,jest
nawszystkichtwoichmeczach.Noijeszczetaakcjazpracą
domową…
Onnierobitegodlamnie,tylkodlamojejmamy.
Sophiezwolniłakroku,przesunęłaczapkęnatyłgłowyipodrapała
sięnadczołem,robiącprzytymminę,jakbymózgjejwypadłalbo
komputerwewnątrzjejgłowysięzawiesił.
Aletochybadobrze,nie?
Odwróciłamsięiprzezchwilęszłampochodnikutyłem,patrząc,
jakznowuzaczynasięzamnąguzdrać.
Mówiłamci,żeujdzie.Toskomplikowane.
Rozumiemodparła,przyśpieszając,jakbydoskonalerozumiała
słowo„skomplikowane”.Wyglądałacałkiemzabawnie,gdybiegła.
Niemówiłaśwcześniej,żemaszbratazagadnęłamją,kiedy
doszłyśmydoskrzyżowaniaprzyJeffersonStreet.Zadziesięćminut