Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sztyftsuniepomoichwargach,ipewniesobiemyśli,
żeprzygotowujęsiędopocałunku,cooczywiścieniejest
prawdą,aleteżwsumiejakbycotoniemiałbymnic
przeciwko.
Cholera,możejednakmyślętym,comamwgaciach.
Irobięzsiebiedurnia.
NiemogęwtejchwilibyćzValentinemsamnasam.
–Dalma!–Machamdoniej,aonanatychmiast
przybywanaratunek.–Dalma,poznajValentina.
–Cześć–mówiDalma,ściskającjegodłoń;janawet
niemiałemszansytegozrobić.
–Miłociępoznać–odpowiadaValentino.–Twój
chłopak…
–Nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie–wypalaDalma.Bierze
głębokiwdechijeszczedorzuca:–Nie,nie,nie,nie.
Patrzęnanią,nieco–nie,właściwietopoważnie
urażonyzpowodutego,jakdługotrwatojej
zaprzeczanie.
–Okej,uspokójsię,jateżniechciałbymsięztobą
spotykać.
–Onjestdlamniepraktyczniemłodszymbratem
–dodajeDalma.
–Młodszymodwamiesiące–uściślam.
–Jakbyświatniemógłsięskończyćwczasietych
dwóchmiesięcy,którychpotrzebowałeś,żebysięurodzić.
–Zawszetakmówisz,jakbyśchciała,żebymzginął.
Nierozumiemtego.Czymyterazmamywalczyć
oValentina?Mamyosiemnaście,nieosiemlat,ale
tojazauważyłemgojakopierwszy,japodszedłem
doniegojakopierwszyijawyszedłemprzednim
nadurniajakopierwszy.Dlategojakopierwszymam
prawosprawdzić,dokądtozmierza.
Całeszczęściechybajeszczenieodstraszyliśmy
całkiemValentina.
–Zdecydowanieprzekomarzaciesięjakrodzeństwo