Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Takczyinaczej,podszedłemdociebie,bogapiłeśsię
naklepsydryitaksięzastanawiałem,czyteżmyślisz
otymcałymszaleństwiezPrognoząŚmierci.
Razjeszczepodnosiwzroknatelebim.Minęłatylko
minuta,chociażjamamwrażenie,jakbydotarcie
dopuentyzajęłomitysiąclat.
–ZdecydowaniemyślęoPrognozieŚmierci.Iżyciu.
–Wtejchwilitowsumiejednoitosamo,prawda?
–Wsumie.–Wstajeiznowunamniepatrzy.
–AwogóletomamnaimięValentino.
Japierdzielę,toimiędoniegopasuje.Niewiem,oco
właściwiemichodzi,alemamstuprocentowąrację
ipobijęsięzkażdym,ktostwierdziinaczej.No,napewno
bymprzegrał,bomojeszansenawygranąwbójcesąjak
jedendomiliona,niemniejpobiłbymsięitak.
–JajestemOrion.
–Tozabawne,jesteśchybapiątymOrionem,jakiego
znam.
–Serio?
Valentinosięuśmiecha.
–Nie.
Wow,alezemniegłupek.
–Jestemzbytłatwowierny,niemożeszmnietak
wkręcać.
–Ha,przepraszam!JesteśpierwszymOrionem,jakiego
znam–mówiValentino.–Przysięgam.
Serio,mojeimięwjegoustachrozpalażarnamojej
twarzy,jakbyznowupoparzyłomniesłońce.Ajego
bliskośćsplotłamiwnętrznościwsupłyiczujęsiętak,
jakbymojetętnicepróbowałyprzydusićserce,bowisi
impieniądze.JednakValentinowydajesięzupełnie
wyluzowanyiwątpię,żebymwogólerobiłnanim
wrażenie.Wystarczyjednospojrzenienajegopełneusta
iprzypominamsobie,żemojesąspierzchnięte,więc
sięgampopomadkę,żebytemuzaradzić.Onpatrzy,jak