Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Deszczlałciągleztąsamągwałtownością,wiatrwzmógłsię
jeszcze,amimożebyłtokoniecsierpnia,zimnoprzenikałogojakby
wlistopadzie.
NadobitkęwszelkiegozłegoprzyszłaJanowiterazdogłowymyśl,
któragozasmuciłairozgoryczyłajeszczebardziej.
Uczuł,żewszyscynimpogardzająimajązanic.
–Wizbie,nieliczącakuszerki,znajdująsiętrzyzamężne
niewiasty!–mruknąłdosiebie.–Mogłybysięteżpofatygować,albo
przynajmniejjednaznichprzyjśćtuipowiedziećmi,czytocórka,czy
syn.–Przyłożyłuchodościanyiprzekonałsię,żenakominie
rozpalajądużyogień.Potemzobaczył,żekobietyczerpiąwodę
zeźródła,ależadnaniezwróciłanańnajlżejszejuwagi.
Znowuzakryłtwarzdłońmiizacząłżałośniekołysaćsięwtył
inaprzód.
–MójdrogiJanieAndersonie–mówiłdosiebie.–Czegóżcinie
dostajeigdzietwawina?Czemużwszystkoidzieciwżyciukulawo
iczemuśzawszetakiprzygnębiony?Ach,dlaczegożeśtoniepojął
ładnej,szykownejdziewczyny,aleożeniłsięzKatarzyną,starą
dziewkąodkrówErykazFalli.
Strapienieprzejęłogonawylot,anawetspadłokilkałez,
przeciekającpomiędzypalcami.
–Czemużto–pytałdalej–dobrymójJanie,takniewielesobie
zciebierobiąwewsiiczemuwszystkimprzedtobądają
pierwszeństwo?Wieszdobrze,żebywająrówniebiednijak
tyiniesprawniwrobocieludzie,aprzecieżnikogoniespychajątak
naszarykoniecjakciebie.Czegóżcitedyniedostaje,drogiJanie
Andersonie?
PytanietozadawałsobieJanczęsto,azawszezupełniedaremnie.
Straciłcałkiemnadziejęotrzymaniananieodpowiedzi,alerozważając
swewłaściwości,przekonałsię,żeniebyłonigdzieżadnegowielkiego