Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
większośćsportowcówtowmiaręnormalnifaceci.Tyleżeukrywają
sięzawysokimnatrzydzieścimetrówmurem,wzniesionymwcałości
przezego.Przyczymsamiwogóletegoniedostrzegają.Odzawsze
sązawodnikamiiniepotrafiąbyćnikiminnym.
–Cass,jaktojest,żemaszszczęściedodupków?JackCarter
topierwszorzędnypalantimusiszsiętrzymaćodniegozdaleka.
–Hej!–Tupnęłamnogąizdecydowanymgestemoparłamrękę
nabiodrze.–Pytanieniebrzmi:„Jaktojest,żemaszszczęście
dodupków?”,ale„Jaktojest,żewiększośćfacetówtodupki?”.
–Słusznauwaga.Noalejednak.Skorojużwiesz,żetogracz,
pocozawracaćsobienimgłowę?Jaknicskończysiętodlaciebie
lamentamiirwaniemwłosówzgłowy.
–Nie,jeślijazranięgojakopierwsza–mruknęłam.
–Niedojdziedotego,uwierzmi.Dziewczynyniesąwstaniezranić
JackaCartera.Obiecajmi,żebędzieszsiętrzymaćodniegozdaleka.
–Melissawbiławemniepoważnespojrzenie.
–Obiecuję,żebędęsiętrzymaćodniegozdaleka–zapewniłam
nieszczerze,trzepoczącprzytymrzęsami.
–Ech!Tylkoniemów,żecięnieostrzegałam.–Melissazaczęłasię
przeciskaćprzeztłum,akiedymijałaJacka,tenjązatrzymał.
Wyciągnąłdoniejrękę,aleonająodepchnęła,przytupującprzytym
jakzawsze,kiedysięirytowała.Przesunąłspojrzenienamnie,aona
podążyłazajegowzrokiem,następniezamachałarękamiipokręciła
przeczącogłową.Najegotwarzywykwitłszerokiuśmiech.Melissa
wyrzuciłaręcedogóry,azarazpotemruszyłagniewniewstronę
drzwi.
Jackpodszedłdomnie,awzasadzietoniespieszniesięzbliżył.Jego
sylwetkakorzystniesięprezentowaławczarnych,krótkichbojówkach
iszarej,obcisłejkoszulcesportowej,podkreślającejmuskulaturę
ramion.Przechyliłgłowęizmrużyłoczy,patrzącnamnie,takjakbym
byłamaleńkim,bezbronnymstworzeniem,któreniemapojęcia,
żezarazpożrejeżywcemnajpiękniejszy,aczkolwiek
najniebezpieczniejszymieszkaniecdżungli.
Poczułamsięniemalzbezczeszczona.
Brudna.
Jakbymmusiaławziąćnatychmiastprysznic,abyzeskrobaćzsiebie
tospojrzenie.
Dopierokiedysiędomniezbliżył,odczytałamnapisnajego
koszulce.„Beznakładanianiemabzykania”.Apośrodkuwidniał
rysunekprzedstawiającyrękawicęchwytacza.