Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
WujMarekprzyjechałkilkaminutprzedpojawieniemsięradiowozów.
Szedłwmojąstronę,grzęznącwpiasku,wyraźniezmartwiony.Gdy
znalazłamsięwzasięgujegoramion,zgniótłmniewuścisku.Był
równiedużyjaktata–metrdziewięćdziesiątwzrostu,sylwetka
zwalista,niecozaokrąglonanawysokościpasa.Wgranatowych
dżinsachiczarnejbluziezpolaruwyglądałtrochęmisiowato.Miał
orzechoweoczy,jasnąkarnację,rudobrązowewłosy,któresięprosiły
ogrzebień,ibrodęzpierwszymiśladamisiwizny.Byłrokstarszy
odtaty.Jestempewna,żedziśwciążwyglądalibyjakbliźniacy.
Zapewniłamgo,żejestemcałaizdrowa,czegoniemożna
powiedziećotrupie.Wujekzerknąłnaniegoprzelotnie,aleniemiał
zamiarupodchodzić.Czekałnazespółzdarzeniowy.
–Wiesz,takierzeczynaprawdęniesąunasnormą–zapewnił.
Nierozumiałam,oczymmówi.
–Notrupy.Niechciałbym,żebyśpomyślała,żenaszemiastonie
jestbezpieczneiwogóle…Mamybardzodobrestatystykiiniewielką
przestępczość.NapewnomniejsząniżŁódź.Mogętosprawdzić,ale
jestempewien,żeunasjestspokojniej–przekonywał.
Odwróciłamsięlekko,byniewidział,żesięuśmiecham.
–Wujku,niezamierzamwracaćdoŁodzitylkodlatego,żejakiś
nieszczęśnikmiałpechaznaleźćśmierćwmorzu.
–Todobrze,dobrze.Babciabyłabyzrozpaczona–powiedział
iuścisnąłmniejeszczeraz.–IMonikateż.Wiesz,onateraztrochę
chodzipościanach,tamojacóreczka.Ktobypomyślał,ślub!Ale
bardzosięucieszyła,żetubędzieszipomożeszjejnieoszaleć
wtrakcieprzygotowańdowesela.
Roześmiałamsięizakryłamustadłonią,skrępowanatym,żesię
śmieję,gdytużoboknafalachkołyszesięnieboszczyk.
Monika,mojajedynakuzynka,wychodziłazamążjużzatrzy
tygodnie.JeszczezanimprzyjechałamdoUstki,poprosiłamnie,bym
zostałajejdruhną.Kiedyśbyłyśmynierozłączne,prawiejaksiostry.
Tylkosiedemmiesięcystarszaodemnie,wdzieciństwieprzerosła
mnieopółgłowy.Dziśbyławyższaocałągłowę–dałamjejfory,
boprzestałamrosnąćwwiekutrzynastulat.Odziedziczyłamwygląd