Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
powrotną.
NawzmiankęoposiłkuKatepoczułaburczeniewbrzuchu.Minął
kawałczasuodporannejszarlotki.
–Jakdalekostąddopensjonatu?–zapytałPaul.
–Okołoczterdziestuminutjazdy.Toustrojstwonieporuszasię
zbytszybko.
–Awięcjedziemydogórskiegopensjonatu?–zapytała.
–Tak.Pomyślałem,żesprawimysobiefrajdęizrobimycoś
zupełnieinnegoniżzwykle.Jeździłemnanartach,gdymieszkałem
napołudniu.KażdejzimywyjeżdżaliśmyzrodzinąwgórySierra.
Katejeszczebardziejsięożywiła.
–Słabomiidziezjazdąnanartach.Alezapowiadasięmnóstwo
śmiechu.–Ścisnęładłoniemiędzykolanamiipatrzyłaprzezprzednią
szybę,jakLevipniesięwgórędróżkąmiędzydrzewami.
Mężczyznaobejrzałsięprzezramię.
–Gościmywtejchwiligrupkęmłodzieży,alenikogowięcej.
Będzieciszaispokój.Cimłodziniepróżnują.Wyruszająnatrasy
niemaloświcieiszusująnazłamaniekarku.–Pokręciłgłową.–Mam
nadzieję,żeniezrobiąsobiekrzywdy.
–Mójmążjestlekarzem–oznajmiłazdumą.–Gdybycośsię
stało,będziewiedział,corobić.
LevizerknąłnaPaula.
–Cieszęsię,żesięunaszatrzymacie.
Zanimdotarlinamiejsce,zdążyłosięściemnić.Zatrzymalisię
przeddużymdrewnianymdomem.
–Wchodźcieisięrozgośćcie.Żonasięwamizaopiekuje.
Małżeństwowysiadło,aLeviruszyłratrakiemwgóręzbocza.
Katerozejrzałasiępootaczającymichkrólestwiebieli.Wblasku
wschodzącegoksiężycaśniegwyglądałjakbiałepotokispływające
meandramiwdółpomiędzyskupiskamiwieczniezielonejroślinności.
–Pięknietu–powiedziałaiprzytuliłasiędoPaula.–Dziękuję,