Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
izociąganiemwziąłemodniejubranie.Materiałbyłniewiarygodnie
lekki,cienkiiprzyjemnywdotyku.Założyłemspodnie
iprzymierzyłemgórę.
–Wtensposób.–Pomogłami.
Byłatojakaśskomplikowanakoszulaczycoto,docholery,
tobyło.Całausianasrebrnymikwiatkami.Wyglądałajakzjakiegoś
historycznegofilmu–żadnychguzików,tylkosznurki,któretrzeba
razemspleśćizawiązać.Wkońcuwręczyłamiskórzanesandały.
Wyglądałemjakeunuchzpornosów.Onasamastaławwysokich
czarnychszpilkach.
–Ivana–oświadczyła.
–Niepytałem.
–Zauważyłam.Niejestemgłupia,panieporuczniku.
–Niejestem…–warknąłem.
Dokończenietegozdaniawydałomisiębezcelowe.Nagle
zatęskniłemzawróżami.
–Uroczystościjużdawnosięrozpoczęły.Jeśliniechcepan
przegapićnajpiękniejszegowystąpienia,powinniśmyiść–powiedziała
pochwiliiuśmiechnęłasię.
Miałatakiepobłażliwe,niecopogardliwe,wszechwiedzące
spojrzenie.Byłoirytujące.
Przeszedłemprzezkupkębrudnychłachów,zktórychwyłowiłem
spluwęiwsadziłemjąsobiewspodnie.Byławięcejwartaniżmoje
nerki.ZwłaszczadlaPolaka.
***
Weszliśmyschodaminatrzeciepiętroiznaleźliśmysię
wpomieszczeniu,którejużznałem.Ogromnaprzestrzeń,doktórej
możnabyłosiędostaćzzewnątrzzdużegoheliportupoduszkowca.
Całemiejscezmieniłosięodmojejostatniejwizyty.Itogruntownie.