Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mógłpatrzećnaogródirzekę.Ledwiegodzinęwcześniejjedlirazem
podwieczorek…Wzdłużtejstronydomugdziepozabiblioteką,
znajdowałysięwszystkiegłównepomieszczeniaciągnąłsię
kamiennytaras.Inagle,niztego,nizowego,zaszybąmignąłcień,
poczymrozległsięgłuchyodgłos(Wemysswiedział,żenigdynie
zapomnitegoodgłosu)ipodjegooknem,nakamiennychpłytach
tarasu…
Och,nie…och,nie…wykrztusiłaLucy.
TobyłamojażonaciągnąłpospiesznieWemyss,terazjużnie
potrafiącprzestaćipatrzącnaLucywzrokiempełnymprzerażonego
zdumienia.Wypadłazoknapokojunanajwyższympiętrzedomu…
tobyłjejpokójdzienny,jakożerozciągałsięzniegonajlepszy
widok…znajdowałsiędokładnienadbiblioteką…runęłatużpod
moimoknem,jakkamień…poprosturoztrzaskałasię…roztrzaskała
się…
Och…Och,nie…
Więcczymożnadziwićsięmojemustanowiducha?zawołał.
Czytodziwne,żeprawieodchodzęodzmysłów?Nadomiarzłego
muszębyćsam,muszęusunąćsięwcieńnaczas,którywoczach
światauchodzizastosownyokresżałobyipodczasktóregoniewolno
mirobićniczego,copomogłobymizapomniećotymupiornym
śledztwie.
Ścisnąłjejdłońtakmocno,żesprawiłjejból.
Gdybyniepozwoliłamipanizesobąporozmawiaćrzekł
chybarzuciłbymsiędzisiejszegopopołudniazklifu,żebypołożyć
temuwszystkiemukres.
Alejak…Aledlaczego…Jakmogłaspaść?wyszeptałaLucy,
którejnieszczęścieWemyssawydałosięnajstraszniejsząrzeczą,
ojakiejdotychczassłyszała.
Chłonęłajegosłowazewzrokiemprzykutymdojegotwarzy,
szerokootwartymiustamiiciałemprzepełnionymagoniąwspółczucia.