Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dalekowdoleomywałyłagodniekamienistąplażę.Siedzielitak,
dopókiWemyssniezauważył,żemusibyćjużbardzopóźnoiżeLucy,
biedactwo,napewnojestzmęczona.
–Ilemapanilat?–zapytałnagle,odwracającsiędoniej
iprzyglądającsięciemnemuzarysowijejtwarzynatleciemności.
–Dwadzieściadwa–odrzekłaLucy.
–Gdybywziąćpoduwagętylkopaniwygląd,możnabyrównie
dobrzepomyśleć,żedwanaście–stwierdził.
–Tomojewłosy–powiedziałaLucy.–Ojcieclubił…lubił…
–Nie–poprosiłWemyss.Teraztoondlaodmianyująłjejdłoń.–
Proszęniezaczynaćznowupłakać.Proszęjużwięcejdzisiajnie
płakać.Chodźmy.Wróćmydodomu.Powinnapanijużleżećwłóżku.
Pomógłjejwstaćikiedydotarlirazemdooświetlonegokorytarza,
zobaczył,żetymrazemudałojejsiępohamowaćłzy.
–Dobranoc–powiedziałapotym,jakzapaliłdlaniejświecę.–
Dobranoci…niechBógpanupobłogosławi.
–NiechBógpobłogosławipani–odrzekłWemysszpowagą,
trzymającjejdłońwmocnym,ciepłymuścisku.
–Jużtozrobił–powiedziałaLucy,uśmiechającsię.–Naprawdę
jużtozrobił,zsyłającmipana.
Porazpierwszy,odkądsiępoznali–aonteżmiałwrażenie,jakby
znalisięodniepamiętnychczasów–zobaczyłjejuśmiech.Ito,jak
ówuśmiechodmieniłjejzbolałą,bladątwarzzaskoczyłogo.
–Proszęzrobićtojeszczeraz–powiedział,nieodrywającodniej
oczuiwciążściskającjejdłoń.
–Cotakiego?–zapytałaLucy.
–Uśmiechnąćsię–odrzekłWemyss.
Nacoonawybuchnęłaśmiechem,którypośródzłowieszczejciszy
wypełniającejdomzabrzmiałprzerażająco.
–Och…–jęknęła,natychmiastsięuciszając.