Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Onjednakdostrzegłinieodrywałodniejwzrokuprzezcałą
krótkąchwilę,którązajęłomuminięciefurtki.Jejtwarzimalujący
sięnaniejwyrazzaskoczyłygo.Nienależałdonadmiernie
spostrzegawczychludzizwłaszczateraz,kiedybyłtakbardzo
pochłoniętywłasnymisprawami.Niemniej,natknąwszysię
niespodziewanienanieruchomąpostaćprzyfurtceiujrzawszyjej
szerokootwarte,niewidząceoczy,którychspojrzenieprzeszłoprzez
niegotak,jakbybyłpowietrzem,naglezapomniałosamymsobie
iniemalprzystanął,żebyprzyjrzećsięnieznajomejdokładniej.Tego
rodzajuzachowaniebyłobyjednakwbrewjegozasadom,toteżposzedł
dalejwzdłużciągudrzewikrzewówskrywającychprzedwzrokiem
przechodniówdrugąpołowęogroduchociażpowolniejszym,coraz
powolniejszymkrokiem.Wmiejscu,gdziekończyłsięogródidroga
zaczynałabiecsamotniepośródpokrywającejszczytklifunagiejtrawy,
wijącsięjakokiemsięgnąćwrazznieregularnościąliniiwybrzeża
obejrzałsięniepewniezasiebie.Przeszedłszyjeszczekilkajardów,
znówsięzawahał,przystanął,zdjąłzgłowyrozgrzanykapelusz
iocierającczoło,popatrzyłnapustąprzestrzeńprzedsobąidługą,
lśniącąwsłońcuserpentynędrogi,poczympowoliodwróciłsię
iruszyłzpowrotemwzdłużrzędudrzewikrzewówwkierunku
ogrodowejfurtki.
Idąc,wyszeptałpodnosem:
MójBoże,jestemtakisamotny.Niezniosętego.Muszędokogoś
otworzyćusta.Wprzeciwnymrazieoszaleję…
BowiemproblememtegoczłowiekanazywałsięWemyssbyło
to,żespołeczeństwooczekiwałoodniego,żebędziepozostawał
wodosobnieniuibezczynnościwokresie,kiedybardziejniż
kiedykolwiekpotrzebowałtowarzystwalubjakiegośabsorbującego
myślizajęcia.Musiałudaćsięwsamotnąpodróż,musiał
naconajmniejtydzieńwycofaćsięzeswojegocodziennegożycia
zeswojegodomunadrzeką,gdziedopierocorozpocząłletniewakacje,