Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wiadomością.Wyborneotwierasiępoledlaprowadzenia
badań.Byłjużzapełniępewny,żeudamusięnareszcie
spotkaćztym,czegotakdługoposzukiwałnapróżno.
Wyjechałwięc,niezwlekając,doowegomiasteczka,
zpostanowieniemzamieszkaniatam
wnajniespokojniejszymznawiedzonychdomów.
Profesorbyłjednymztychbardzoniewieluludzi,którzy
prawdziwie„ducha“sięnieboją.
Tuzamilkłopowiadającyiwodziłponaschytrym
wzrokiem.
—Cóżdalej?—pytanosię.
—Naczymżesięskończyło?—Coprofesorzbadał?
PanKarskimilczałipewnybyłem,żeszukapointydla
swejanegdoty.
—Niechżepanpowie,cowidziałtamMenszel?
—Ano—rzekł,śmiejącsię,spirytysta—oczywiście,
nic.Mieszkałpokoleiwewszystkichnawiedzonych
domach—iduchaniezobaczył...
Nastąpiłorozczarowanie.
—Towszystko,copanopowiedziałeś,wyglądatrochę
naniezgrabniewymyślonąbajkę—odezwałsię
matematyk.
—Czydlatego,żeMenszelduchówniewidział?
—odrzekłżartobliwieKarski.—Agdybyjebyłujrzał,toby
siępanuwydałopodobniejszymdoprawdy?
—Nie,niemożliwąjestrzeczą,bymieszkańcy
ażdwunastudomówzachorowalijednocześnienataką
fantastycznątrwogę.
—Bospirytystom—wtrąciłfilozof—zawszezamało
nadzwyczajności,więcwgłowiemajątabliczkę
mnożenia.
—Niechsiępanprzyzna—rzekłemdopanaKarskiego
—żetenprofesorMenszel,tojakaśmniejznanaosoba.
Słyszałobysięojegowyprawie.
—Otóżnajsumienniejzaręczam—rzekł,uśmiechając
się—żeMenszelduchówniewidział...
—E,towszystkojestpoprostublagą—odrzekł
ośmielonystudent.
—Jeżelipanowienieumieciedopatrzećsięwtym