Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bywajątoustronnedworyszlacheckie,wpobliżuleśnych
uroczysk,lubstarożytnezamkiwdzikichgórskich
okolicach.Mimozdrowegopowietrzawsi,pięknych
dookoławidoków,anieraziprawdziwegoprzepychu
wurządzeniutychsiedzib,nielubiąmieszkaćwnich
właściciele.Ichociażnicsięnikomuniemówi(panowie
rozumieją,żenieprzyjemnietakimirzeczamisięchwalić),
jednakwszyscydoskonalewiedzą,czemubogaci
dziedziceopuszczająswerezydencjeizamiastsiedzieć
szczęśliwieusiebie,woląwlecżyciejałowozagranicą,
wmniejpięknychmiejscowościachiwmniejwygodnych
warunkach.Bowdomuich„straszy”.
—AwMonteCarloniestraszyzpewnością?—wtrącił
mójsąsiadzlewejstrony,obywatelziemski,wpatrując
sięzrzewnymsmętkiemwdymswegoniehawańskiego
cygara.
—Jeżelistarożytniejszerody—zwróciłemsiędoniego
—słynącezprzywiązaniadomiejscurodzenia,nie
zważającnanic,mieszkająstalewswychzamkach,
toniezawszewychodząnatymdobrze.Kończysię
toczasemnawetibardzosmutno,jakąśtajemniczą
tragediąwrodzinie...
—Wrodzajutychokropności—podchwyciłgładko
student—októrychwielkiEdgarPoepouczanas
wswychgroząprzejmującychnowelach...
—Lubśmiercią—ciągnąłem—głównegoczłonkarodu.
Awnajszczęśliwszychwypadkachodbijasiętojakąś
szczególnąmanią,albodziwactwemnaznikczemniałych
potomkach,mającychodwagępozostawaćwrodzinnych
gniazdach,skądwyganiająichduchywielkichojców
umarłych.
—Codomnie,wtrąciłmatematyk,gdybymmiałtaką
posiadłość,niewyrugowałybymniestamtądnietylko
strachy,alenawetilichwiarze.„Jestemmłodyisilniejszy,
niżliwszystkietrupyrazem”.
PanKarskikiwnąłnamnie,ubawionytym
dogadywaniem.
—Ależ,proszępanów—rzekł—czytosąduchy
umarłych?Niewiemy.Wkażdymraziewyganiaich