Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
napoduszkę.
–Zabrałbyśmije,prawda?–zapytałam,odwróconatyłemdoJusufa.
Niemiałamsiłypatrzećnaniego.–Nieżartowałeśwtedy?
–Zabrałbym–przyznał.–Zabioręnapewno,jeślifaktyczniejest
moje.Niepowinnobyćwychowywaneprzeztakąmatkęjakty!
Wiedziałam,żemówiłcałkiemserio.
–Ajeślitegodziecka…jeślijużgoniema?
–Jakniema?–Usłyszałamwjegogłosiepanikę.Dopadłdołóżka,
odepchnąłJackaiszarpnąłmniezaramię,odwracająctwarząwswoją
stronę.–Coty,docholery,mówisz?
–Jużgoniema–powtórzyłam,łykającłzy.–Niemainiebędzie.
Poroniłam.
–Co?–Puściłmnieizatoczyłsięjakpijany.
–Pchnąłeśmnie,uderzyłamwścianęi…straciłamnaszedziecko.
–Kłamiesz!Znowukłamiesz!–Ciągleminiedowierzał.
–Straciłamnaszedziecko!Totyjezabiłeś!Ty!–rzuciłam
oskarżycielsko.
Przezchwilęstałbezruchu,poczymocknąłsięiwybiegłzsali,
jednakjużpokilkudziesięciusekundachwrócił,niemalżewlekąc
zasobąlekarza,zktórymdopierocorozmawiałam.
–Czytoprawda?Czytoprawda,coonamówi?–krzyczał,szarpiąc
go.–Chybatylemożemipanpowiedzieć?Niechpanzaprzeczylub
potwierdzi!Tylkotyle!
–Proszęmniepuścić!–Mężczyznapróbowałsięuwolnić.–Copan
wyprawia?Zarazwezwęochronę.
–Powiedzto!Czyonafaktyczniestraciładziecko?Muszę
towiedzieć!
Nieodrywałwzrokuodtwarzylekarza,wpatrującsięwniego
intensywnie.ZszokowanydoktorprzeniósłspojrzeniezJusufa
naJacka,anastępnienamnie,jakbyoczekiwałznaszejstrony
pomocy.Nieznaczniepokręciłamgłową,chcącmudaćznak,abynic
niemówił.
–Bardzomiprzykro,ale…–zawahałsię.
Niezdążyłjednakdokończyćzdania,gdyżJusufsamdopowiedział
sobieresztę.Puściłlekarzaispojrzałnamnie.
–Nika…Ja…–szepnął,ajegotwarzściągnęłasięwwyrazie
ogromnegobólu.–Nika…Przecieżja…–Niepewniepostąpiłwmoją
stronę.
–Totwojawina!–powtórzyłambezdusznie,mającgdzieśjego
uczucia.Niemogłamokazaćlitości.–Tylkotwoja!