Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nietrzeba–powiedziałam,obchodząckarton
dookoła,botarasowałdrogędostołu.–Miałamto
dziśwynieśćdopiwnicyalbonaśmietnik…
–Poukładamjetuzboku.–Ukucnąłipoprzesu-
wałpudłapodregał.–Tengrubaschciałcipomóc,
alebyłaśdlaniegojakaśopryskliwa–uśmiechnął
sięnawspomnienieWawrzyniaka.
–Tostrasznyczłowiek.Przykromi,żemiałeś
znimdoczynienia.
–Potarmosiłemsięznimtrochę…Rąbnąłmnie
dechąwpleryipowaliłnaglebę,ażmniezamroczy-
ło.Chybabyływniejgwoździe–spojrzałnarękę.
–Nierobiłemwłamudojegopiwnicy.Chciałmnie
wtowrobić!
–Wiem.Tookropnyczłowiek–powtórzyłam.
–Próbujetunamirządzić.Szarogęsisię,nawszyst-
kichpiszeanonimyidonosy…Niktgotunielubi,
nawetpsy.
Sambaczujniepodniosłałebzdywanu.
–Dobermansąsiadkiztrzeciegopiętraregular-
niezałatwiasiępodjegodrzwiami,aonpodejrze-
waotoludzi.Wie,żejestnielubiany.Wszystkiepsy
goobszczekują,niewyłączającSamby.Wyglądato
napsiąsolidarność.
Skończyłukładaćkartonyiusiadłzpowrotem.
Popatrzyłnabutelkę.
–Mógłbyśjąotworzyć?–Podałammukorkociąg.
Gdysięgał,naprzegubiejegoprawejrękizauwa-
żyłamgrubypasektatuażu.Zerwałpapierową
osłonkęszyjkibutelkiiwodsłoniętykorekwbiłkor-
35