Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zdrugiejstronysłuchawki,wyraźniepodekscytowany
czymśOrtizkrzyknąłtak,żeprawiespuchłomiucho.
Gdzietysiędocholerypodziewasz?zapytał.
Mamnadzieję,żemaszjakąśdobrąwymówkę.
Niemogęterazrozmawiać,szefieodpowiedziałem.
Pozatym,niedajeszprzecieżwiarywymówkom.
Rób,cochceszodpowiedział.Byłczymśprzejęty.
Wpadnijranodomojegobiura.Pytaliociebie.
Kto?
Lepiejsięwyśpij.Cześćpowiedziałirozłączyłsię.
Zapłaciłemiztrudempowlokłemsiędodomu.Ulica
wirowałamiprzedoczamijakkaruzela.Chłopcygotowi
naimprezę,zapachtanichperfumismródzepsutychryb,
wydobywającysięzestyropianowychskrzynekprzy
MercadoCentral.Obsikanerogibudynków,dym
marihuany,kilkaprostytutekwdrzwiachhostelu.
Wwejściudojednegozlokaligrupkałysoliubranych
wwojskoweglanyikoszulkipolomarkiFredPerryzapięte
posamąszyję.Całodobowebary,naćpaninarkomani
żebrzącynachlebistrzałheroiny;Afrykaniehandlujący
nielegalniealkoholemwbarzezhamburgerami,zapach
przypalonegooleju.Melanżkulturowyimigrantów,
miejscowychiturystów;wszyscyrazemnajednejulicy,
zmierzającejleniwiekuareniewalkibyków.Ija,
niezauważanyalbopoprostujedenprzechodzieńwięcej.
Zatęchłeletniepowietrze,dusząceiwilgotne.
Woknachmieszkańnamojejulicywidaćbyłotylko
blaskwłączonychtelewizorów.Odgłoswieczornegofilmu
odbijałsięechempopodwórkachiplacach.
Zamarzyłemojajkachsadzonych,aleprzypomniałem
sobie,żejużwszystkiezjadłem.
Ranozerwałmniezłóżkabudzikwtelefonie.Ztrudem
otworzyłemoczy.Poruszyłemgłowąipoczułemtępyból,
jakpouderzeniumłotem.Byłemodwodniony.
Wziąłemszybkiprysznicizpustymżołądkiem