Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żeklątwataksiępowiodła,alejużnicniemogłazrobić.Wszystko
działosięjużbezjejudziałuiniechciałoprzestać.Wkońcutakobieta
umarłanaserce.Sumieniejązabiło–dodałanakoniecgrobowo.–Ale
przynajmniejuratowałaswojąduszę–dodałapocieszająco.–Nierób
tegonigdy!
–Dobrze.Niebędę–obiecała,pakującsobiecałągarśćorzechów
doustnapocieszeniepotakiejsmutnejhistorii.–Aletywiesz?
–Wiem.
–Powieszmikiedyś?
–Nie.Lepiejniewiedzieć,żebyniekusiło.
Wiosną,DudazabrałswojegosynaStaśkanawóziwyruszyli
nałąkępodlasem.Lenorkaszłaakuratzeszkołyskrajemdrogi,więc
zwolnili.
–Dlaczegonieprzyszedłeśdoszkoły?–spytałago.
–Niewidzisz?Robotęma–odpowiedziałzasynaojciec,
pokazującjednocześniegromadzącesięnahoryzoncieciemnechmury.
–Widzę,widzę–pokiwałagłowązezrozumieniem.
–Jedzieszznami?–spytałStasiekznadziejąwgłosie.–Mypod
lasposłomę.
KonieDudówczłapaływolno,wzbijająckurznasuchejjakpieprz
drodze.Lenorkazastanowiłasięchwilęnadpoważnymi
konsekwencjamipóźnegopowrotudodomu.
–Jadę–powiedziałakrótko,wzruszającramionami.
WózzatrzymałsięiojciecStaśkapodałjejrękę.Odbiłasię
odziemijakpiłkaizadowolonausiadłanaławcemiędzyDudami.
Ściśniętepaskiemksiążkipołożyłapodstopami.
–Dostaniecisięodmatki,ojdostanie–skomentował