Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Słońcepowolizachodziło,zachęcającmieszkańców
dowychodzeniazdomów.Upałutrzymującysięodparu
dnibyłmęczący.Jazdakomunikacjąmiejskąnależała
donajmniejprzyjemnychczynnościwciągudnia.
Wyjątkiembyłykursy,którenatrasiemijałymiejski
basen.Każdyzpodróżnychwlepiałwtedyoczywszybę.
Jednizazdrościlitymnatereniekąpieliska,żemajączas
imożliwość,ainninajzwyczajniejwświeciegapilisię
napółnagieciała.
Otejgodziniejednakkąpieliskoświeciłopustkami,
apodobnetłumymożnabyłozobaczyćwokolicyrynku.
Ubiórnieróżniłsiętuznacząco.Mowagłównieodamskiej
częścitowarzystwa,którapodczastakgorącegowieczoru
eksponowaławięcejniżzazwyczaj.Przyczynąbyłteż
pewniedzieńtygodnia.Piątkiwdużymmieściezawsze
takiesą.Świadomość,żezaczynasięweekend,
powodowała,żewiększośćosóbprzełączasięnatryb
„impreza”,apokilkugłębszychznikaływszelkie
hamulce.
Tegowieczorujednakniebyłojejwśródtychludzi.
Spędzałagowswoimwymarzonymmieszkaniu,naktóre
wreszciemogłasobiepozwolić.Okołopółgodziny
komunikacjąmiejskąodcentrum.Tobezpieczna
odległośćstwierdziłapodczasoglądaniamieszkania.
Znającdoskonaleswójcharakter,aletakżeplany