Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Żarcik
Słonecznezimowepołudnie.Jestsilnytrzaskającymrózikędziorki
naskroniachorazpuszeknagórnejwardzeNadzieńki,któratrzyma
mniepodrękę,pokrywająsięsrebrzystymszronem.Stoimy
nawysokiejgórze.Unaszychstópścielisiępochyłapłaszczyzna,
wktórejsłońceprzeglądasięjakwlustrze.Oboknasmałesaneczki,
obitejasnoczerwonymsuknem.
Zjedźmynadół,NadzieżdoPietrowno,błagam.Tylkorazjeden.
Zapewniampanią,żenicnamsięniestanie.
AleNadzieńkaboisię.Całaprzestrzeńodjejmalutkichkaloszy
dokońcalodowejgórywydajesięstraszną,niezmierniegłęboką
przepaścią.Skorotylkoproponująjej,bywsiadładosaneczek,serce
zamieraioddechsięzapierajużwówczas,kiedyspoglądanadół,acóż
dopierobyłoby,gdybyzaryzykowałapoleciećwprzepaść.Umarłaby,
zwariowała!
Błagampaniąmówię.Nietrzebasiębać.Niechpani
zrozumie,żetojesttchórzostwo,brakcharakteru.
Nadzieńkanareszcieustępujeipojejtwarzywidzę,żeustępuje
znarażeniemżycia.Wsadzambladą,drżącądosanek,obejmujęręką
irazemzniąstaczamsięwprzepaść.Sankipędząjakstrzała.
Rozcinanepowietrzebijepotwarzy,wyje,szumiwuszach,szarpie,
szczypieboleśnie,chcezerwaćnamgłowy.Pędpowietrzazapieranam
oddech.Zdasię,żeszatanporwałnaswsweobjęciaizwyciem
ciągniedopiekła.Otaczająceprzedmiotyzlewająsięwjednądługą,
niepowstrzymaniebiegnącąlinię.Jeszczejednachwilaizdajesię,
zginiemy!
Kochamcię,Nadziu!mówiępółgłosem.