Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Sankizaczynajązwalniaćbiegu,wyciewiatruiskrzypieniepłóz
niejużtakstraszne,oddechprzestajezamieraćijesteśmynareszcie
nadole…
Pomagamjejwstać.
Zanicwświeciewięcejniepojadęmówi,patrzącnamnie
szerokimi,pełnymiprzerażeniaoczyma.Zanicwświecie!Omało
nieumarłam.
Popewnymczasieprzychodzidosiebieijużzaglądamiwoczy
pytająco:czypowiedziałemowetrzysłowa,czyteżprzywidziałysię
jejwszumiewiatru?…
Ajastojęobok,palępapierosaiuważnieprzyglądamsięmojej
rękawiczce.
Bierzemniepodrękęidługoprzechadzamysiękołogóry.Zagadka
widocznieniedajejejspokoju.Czytesłowazostałypowiedziane,czy
nie?Takczynie?Takczynie?Jesttokwestiaambicji,honoru,życia,
szczęścia,kwestianiezwykleważna,najważniejszanaświecie.Nadzia
żałośnie,przenikliwiezaglądamiwoczy,odpowiadaniwpięć,
niwdziesięć,czeka,czyniezacznęmówić.Ach,cozagrauczuć
najejtwarzy,cozagra!Widzę,żewalczyzesobą,żechcejejsięcoś
powiedzieć,ocośzapytać,alenieznajdujesłów,jestjejnieswojo,
strasznie,przeszkadzajejradość…
Wiepanco?mówi,niepatrzącnamnie.
Co?zapytuję.
Przejedźmysięjeszczeraz.
Wchodzimynagóręposchodach.Znowusadzamdrżącą,bladą
Nadzieńkędosanek,znowupędzimywstrasznąprzepaść,znowuwiatr
wyjeiskrzypiąpłozyiznowuprzynajsilniejszym,najhałaśliwszym
rozpędziesanekmówiępółgłosem:
Kochamcię,Nadzieńko!
Kiedysankisięzatrzymują,Nadziaogarniawzrokiemgórę,