Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WkrótceNadziaprzyzwyczaiłasiędotegozdania,jakdowódki
albomorfiny.Niemożeżyćbezniego.Prawda,leciećzgóryjest
wdalszymciągustrasznąrzeczą,aleobecniestrach
iniebezpieczeństwonadająszczególnyuroksłowommiłości,które
wciążsąjeszczezagadkąidręcząduszę.Podejrzeniewciążjeszcze
padanadwoje:namnieinawiatr.Ktoznasdwojgawyznajejej
miłość–niewie,alejesttojejjużwidocznieobojętne:wszystko
jedno,zjakiegopićnaczynia–bylebyćpijanym.
Pewnegorazuudałemsięnatorsaneczkowysamjeden;
zmieszawszysięztłumem,widzę,jakkugórzepodchodziNadzia,jak
szukamnieoczyma.Potemlękliwiewchodziposchodachnagórę.
Straszniejestjechaćsamej,och,jakstrasznie!Jestbladajakśnieg,
drży,idziejakbynastracenie,aleidzie,nieoglądającsię,stanowczo.
Widoczniezdecydowałasięnareszciespróbować,czydadząsięsłyszeć
tecudowne,słodkiesłowa,kiedymnieniebędzie?Widzę,jakblada,
zrozwartymizprzerażeniaoczymasiadadosanek,zamykaoczy
ipożegnawszysięnawiekizziemią,ruszazmiejsca.Ssss…skrzypią
płozy…CzyNadziasłyszyowesłowa–niewiem…Widzętylko,
żewstajezsanek,wyczerpana,osłabiona.Iznaćpojejtwarzy,
żesamaniewie,czycośsłyszała,czyteżnie?…Podczasgdypędziła
nadół,strachpozbawiłjązdolnościsłyszenia,rozróżnianiadźwięków,
rozumienia…
Aleotonastępujewiosennymiesiącmarzec.Słońcestajesię
łaskawsze.Naszalodowagóraciemnieje,traciblaskitopnieje
wreszcie.Przestajemysaneczkować.BiednaNadzieńkajużnie
magdziesłyszećtychsłów,bowiatrucichł,ajawyjeżdżam
doPetersburga–nadługo,możenazawsze.
Dwadniprzedwyjazdemozmrokusiedzęwogródkuoddzielonym
wysokimparkanemodpodwórkadomu,wktórymmieszka
Nadzieńka…Wciążjestdośćchłodno,podnawozemjeszczeleży
śnieg,drzewasąmartwe,alejużpachniewiosnąigawrony,układając