Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bliznami,powgniataną,opuchniętąicałąwpręgach,
jakbyzdążyłjużdostaćwszystkim,możepoza
wysięgnikiemżurawia.Twarz,któraniemusiałasięjuż
niczegobać,doświadczyłabowiemwszystkiego,cotylko
człowiekmógłsobiewyobrazić.
Miałkrótkiekędzierzawewłosyprzyprószonesiwizną,
awjednymuchubrakowałomukawałkamałżowiny.Był
zniegokawałchłopa.Mocneumięśnionenogimiałnieco
krzywe,cobyłouczarnychrzadkością.Razjeszczesię
oblizał,uśmiechnąłiruszyłwnasząstronęlekkim
krokiemwojownika.Towarzyszącymiolbrzymczekał
naniegowmilczeniu.
Murzynzróżowymiopaskaminaramionachpołożył
otwartądłońnaklatcepiersiowejgigantaichoćbyłaona
wielgachna,wyglądałatamjakłebekodszpilki.Dużyani
drgnął.Wykidajłouśmiechnąłsięlekko.
–Żadnychbiałych,bracie.Jenodlakolorowych.
Wybaczta.
Olbrzymrozejrzałsięsmutnymiszarymioczyma
posali.Lekkosięzarumienił.
–Pucybut–wychrypiałrozdrażnionypodnosem
ipodniósłgłos:–GdzieVelma?
Wykidajłozpowagązacząłstudiowaćubiórwielkiego.
Przyglądałsięjegobrązowejkoszuliiżółtemukrawatowi,
szarejmarynarceiguzikomwystylizowanymnapiłeczki
golfowe.Jegomięsistyłebdrgałdelikatnie,kiedypatrzył
naolbrzymapodróżnymikątami.Spojrzałnabuty
zeskóryaligatora.Wreszcieparsknąłlekko
zrozbawieniem.Ażmisięgozrobiłoszkoda.
–Velma,mówisz?–Odezwałsięznowutymswoim
cichymgłosem.–ŻadnejVelmy,bracie.Nigorzały,