Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dobrapowiedziałem.Odejdźkawałek.Spokojnie.
Bo​kiem.Nieczasnaar​ty​le​rię.
Tytakmówiszsyknąłbarman,opierającsięcałym
ciałemomojąrękę.Tytak…Przerwał.Przewrócił
ocza​miidrgnął,mugło​wapod​sko​czy​ła.
Zpomieszczenianatyłachsalki,zzazamkniętychdrzwi
przystoledokościdobiegłgłuchydźwięk.Tomogłybyć
zatrzaskiwanedrzwi,leczniedałbymgłowy.Barman
raczejteżnie.Zamarłzestrużkąślinycieknącąmuzust.
Nasłuchiwałem,leczniewyłapałemnicwięcej.Wtedy
rzuciłemsiękukrańcowibaru.Zbytdługoztym
zwle​ka​łem.
Drzwiotworzyłysięgwałtownieizbiurazamaszystym
krokiemwymaszerowałMamutMalloy.Zatrzymałsię
narozstawionychnogach,ajegobladątwarzrozświetlił
szerokiuśmiech.KoltArmykaliberczterdzieścipięć
wy​sta​wałzje​godło​nini​czymdzie​cię​caza​baw​ka.
Tylkoniechniktniewywinieżadnegonumeru
po​wie​działuprzej​mie.Łap​kinabar.
Razemzbarmanempołożyliśmyręcenablacie,
aMamutMalloypowiódłwzrokiemposali.Jegouśmiech
wydawałsięwymuszony,jakbyprzyklejonydotwarzy.
Zaszurałstopamiibezsłowaprzeszedłprzezsalę.
Wyglądałnafaceta,któryrzeczywiściedałbyradę
samodzielnieobrabowaćbank,nawetwtychciuchach.
Pod​szedłdoba​ru.
Rącz​ki,czar​nu​chupo​wie​działci​cho.
Barmanpodniósłręcewysoko.Olbrzymstanąłzamną
iobszukałmniedokładnielewąręką.Czułemnakarku
je​gogo​rą​cyod​dech.Wkoń​cusięod​su​nął.
PanMontgomeryteżniewiedział,gdzieznajdę