Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zaśtylkoprzelotniespojrzałnapełzającegowykidajłę
izarazstraciłzainteresowanie.
–Nicztejknajpyniezostało–narzekał.–Niewielka
scena,gdziegrałzespół,niewielkiepokoiki,gdziefacet
mógłsięzabawić.Velmatrochęśpiewała.Rudzielec,
uroczajakkoronkowemajteczki.Mieliśmysiępobrać,ale
mnieprzyskrzynili.
Upiłemłykwhisky.Miałemjużdośćtejprzygody.
–Gdzieprzyskrzynili?–zapytałem.
–Amyślisz,żecorobiłemprzeztychosiemlat?
–Uganiałeśsięzamotylkami.
Dźgnąłsięwpierśpalcemwielkimjakbanan.
–Trafiłemdomamra.Malloy.MówiąnamnieMamut
Malloy,bodużyjestem.BankwGreatBend.Czterdzieści
patoli.Samodzielnarobota.Nieźle,co?
–Iterazzatohulasz?
Łypnąłnamniegroźnie.Zanamirozległsięjakiś
hałas.Wykidajłodźwignąłsięzpowrotemnanogiilekko
siękołysząc,chwyciłgałkępomalowanychnaciemny
kolordrzwizastołemdokości.Otworzyłje,niemalwpadł
dośrodkaizatrzasnąłjezasobą.Szczęknąłzamek.
–Atamcojest?–zapytałMamutMalloy.Barman
ztrudemskoncentrowałspojrzenienadrzwiach,
zaktórymiprzedmomentemzniknąłwykidajło.
–T-tambiuropanaMontgomery’ego.Szefa.Matam
biuro.
–Onmożecoświedzieć–powiedziałolbrzymidopił
drinkajednymhaustem.–Tylkoniechlepiejniezgrywa
hardego.Jeszczedwarazytosamo.
Szedłprzezsalępowoli,lekkimkrokiem,jakbyniemiał
żadnychzmartwień.Naparłnadrzwiszerokimiplecami.