Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Velmęrzucił.Usiłowałmnieprzekonaćtym.
Poklepałspluwętwardymłapskiem.Obróciłemsię
powoliispojrzałemnaniego.Ano.Zapamiętaszmnie,
kolego.Tylkopowiedztymtutajcwaniakom,żeby
nasiebieuważali.Machnąłbronią.Dozobaczenia,
szczu​ry.Mu​szęzła​paćtram​waj.
Ru​szyłkuscho​dom.
Niezapłaciłeśzadrinkipowiedziałem.Zatrzymałsię
iprzyj​rzałmisięba​daw​czo.
Możeiniejesteśtakimięczakskwitowałalenie
kuślo​su.
Wyszedłprzezpodwójnedrzwiizklatkischodowej
do​bie​głynasdo​cho​dzą​cejak​byzod​da​likro​ki.
Barmanpochyliłsięgwałtownie.Przeskoczyłemprzez
ladęiodepchnąłemgo.Obrzynleżałpodręcznikiem
napółeczcezabarem.Obokstałopudełkozcygarami,
gdzieznalazłemautomatycznątrzydziestkęósemkę.
Zabrałemjednoidrugie.Barmanoparłsięostojące
nanimnapół​kachrzę​dyszkla​nek.
Wyszedłemzzaladyiruszyłemdootwartychdrzwi
zastołemdokości.Zanimiciągnąłsięsłabooświetlony
korytarz,któryzakręcałniczymlitera„L
”.Naziemileżał
nieprzytomnywykidajło,nadalściskającnóż.Pochyliłem
sięnadnim,zabrałemostrzeiwyrzuciłemjenatylne
schody.Osiłekdyszałciężko,jegodłońopadła
bez​wład​nienapod​ło​gę.
Przeszedłemnadnimiotworzyłemdrzwioznaczone
odła​żą​cymczar​nymna​pi​sem„Biu​ro”.
Zastałemtamniewielkiepodniszczonebiurko
przysuniętepodoknoczęściowozabitedeskami.Zanim,
nakrześlezoparciemsięgającymkarku,siedział