Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ruszyłwkierunkuwyjściazhali.Szedłprzyścianie,samymbrzegiempokrytejzieloną
wykładzinąpowierzchni.Innijeszczetrenowali,różnokolorowesamochodziki,napędzane
elektrycznymisilniczkami,cichośmigałypowyznaczonychtorach.Toludziebardziej
hałasowali.Słychaćbyłośmiechy,pokrzykiwaniaiprzekleństwa,którymiznadnadajników
komentowaliwyczynyswoichmodeli.
–Cześć,Kamil,sorki,niewidziałemcięwcześniej…–niskiosiemnastolateko
sympatycznejrumianejtwarzyuśmiechnąłsiędoniegoprzepraszająco.Zarazjednakskupił
wzrokzpowrotemnaswojejmazdzie,wykręcającejwpobliżuósemkę.
Kamilprzystanąłnachwilęobok.
–Zbokudziśjeździłem,wsamymkącie…
–Nowyrygieltestujesz,co?–zaśmiałsięchłopak,mającnamyślielektroniczny
regulatorobrotów.Kamilfaktyczniemiałznimostatniokłopoty.–Którytojuż?
–Ósmy.Niewiem,cosięznimidzieje.Ciąglesięgrzeją.
–Facet,szkodakasy!Jatobymsięszarpnąłnanówkę.Trzebatylkownecieposzukać.
Botymrzęchemtojużsięniepościgasz…
–Wiem,wiem…Muszęlecieć–zreflektowałsięnagleKamil.
–Siju.Jutrobędziesz?
–Jasne.Mampomysłztymryglem,podłubiędzisiajizobaczymy.
UścisnęlisobieręceiKamilzrobiłkilkakrokówwstronęwyjścia.Naglemiędzy
nogamiprzemknęłamużółta,sportowamazdazbiałąjedynkąnaklejonąnamasce.Omało
sięoniąniepotknął.
–Uważaj,boznowugorozwalisz!–krzyknąłpodadresemwłaściciela.
Samochodzikzakręciłgwałtownie,uderzyłwrządstarychopon,służącychdo
amortyzacji,iprzewróciłsięnadach.Wyglądałterazjakleżącynagrzbiecie,bezbronny
żółw.Kamilnachyliłsięiostrożniegoodwrócił.Gdytylkokołaznalazłyoparcie,autko
sprawniepomknęłoprzedsiebie,podskakująclekkonanierównościach.Wyglądałonato,że
zarównowłaściciel,jakijegomodelsąwrewelacyjnejformie.Noproszę,westchnąłKamil.
Nawettensmarkaczjestlepszyodemnie.
Kiedywyszedłzhali,skręciłwprawoiznalazłsięnawielkim,nieużywanymparkingu.
Wwieczornympowietrzupoczułcharakterystycznyzapachbenzyny.Iznowutużobokniego
przemknąłmodel.Alejużnieelektrycznazabawka,którymijeździłosięnahali.Tobyła
ósemkazsilnikiemMega.Spalinowiec.Dużowiększy,dużoszybszyidużodroższy,
śmierdzącyprawdziwąbenzynąiobiecującyprawdziweemocje.
Kamilprzystanąłnachwilę,niemogącoderwaćzafascynowanegowzrokuod
czerwonejmazdy,któraoddalałasięzzawrotnąszybkością.Gdybymiałtakiecacko!
Jużoddawnamarzyłozmianieklasy,tylkożeciągleniebyłogostać.Takiemodele
kosztowałymajątek!Chociażczasamizdarzałysięokazje.AKamilżyłnadzieją,żejednak
kiedyśudamusięnatakątrafićiprzeskoczywhierarchiimodelarzyoklasęwyżej.Wjego
głowiepojawiłsięjużnawetpewienplan,jakmożnabyzorganizowaćodpowiedniąilość
gotówki…
ROZDZIAŁ4
Lilkasiedziaławkuchni,opierającłokcieogruby,solidnyblatstaregostołu.Tego
samego,którydwalatatemuwyszperalizTomkiemnaKole,apotempomalowalina
intensywny,szafirowykolor.
Naglepowróciłowspomnienie.Zapachfarby,śmiechTomka,miękkiedotknięcie
pędzlanapoliczku,potemnaszyi,gorącystrumieńwody,kiedyzmywalizsiebiebłękitne
plamy…
12