Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oczykobiety.Musiałogłuszyćizawlecdoopuszczonejdrewnianej
budyzastarymcmentarzem,położonymnaocienionymdrzewami
wzgórzu.Tamprzeistoczyzdobycz,obezwładnionąwięzamirzemieni
itoksyn,wdoskonałedziełosztuki.Pomyślałospokojurzekiobojętnie
przelewającejnieczystości,toczącejpodpowierzchniąworkignijących
ciał.Ignorującnapływającefalenieznanejdotądrozkoszy,Łowca
zwolniłoddech,wziąłzamachispadłmetalemnakarkofiary.
Wkotłowaninieciał,wurywanychpomrukachijękach,
naśmierdzącąposadzkękamienicznejwnękispadłyciężkiekrople
krwi.Jedenzoddechówstałsięcichyinierówny,sercezwolniłoomal
doniebicia.Oczywiściebyłaodniegoszybsza,alezaskoczyłoją,
żetylkoowłos.Ciałomężczyznyosunęłosięmiękkopołuszczących
się,rzeźbionychdrzwiach.
Kobietakoniuszkiemjęzykazlizałajegokrewznabrzmiałych
warg.Nasycenieodbierałojejmyślomzwykłąostrość.Ztorebki
wyjęłaklucziodsunęładelikatniezwiędłeciałoŁowcy.Prawie
zniknęławbramie,gdyprzypomnieniezatrzymałowpółkroku.
Wdługichpalcachbłysnąłnóżoczarnymostrzu.
Lekkistukotszpilektowarzyszyłpiosencenuconejnadrugie
piętrowymarłejkamieniczki.
Razupewnego,dniaostatniego,gdyziemięspowiłymroki,wdymie
przyszłości,wtrudziemiłości,wyklułsięgnomjednookibrzmiała
głupawarymowanka.
Księżyczaglądałwwitrażoweoknaiprzezszybęwbramie
oświetlałŁowcę,cuconegorwącymbólempustegooczodołu.
***
Świt,ślamazarnyimglisty,długoniedocierałdolegowiskaŁowcy.
Nawetdziuryiszczelinywpróchniejącychdeskachniebyływstanie
oświetlićstarejbudy,wktórejukryłsięmężczyzna.Wiatrpełen
wilgociniemiałtakichtrudności;wdarłsięjużdawnodośrodka,
bykręcićsięwśródśmieciismrodu.Byłozimno.Zkażdymdniem
zimniej.Zapasdrewnawyczerpałsięjużdawno.Wodaskończyłasię
wczoraj;chybazamarzładoprowadzającarurka,pomyślał.
Łowca,zagrzebanywstarymkocuiczarnychfoliowychworkach,
równocześniepłonąłitrząsłsięzzimna.Gorączkawysuszałamuwargi
imąciławgłowie.Niepamiętał,jakdotarłdokryjówki.Pierwsze
wspomnieniewiązałosięzrozrywającymbólem,kiedypolewał