Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Wiem,mojawina–odparłam.–Alenicminiejest.
Kierowcapomógłmiusiąść.AMonikapostawiłakoło
mniesiatyijużwszystkomogłowrócićdonależytego
porządku.Ktośzpasażerówjeszczekomentował,jaka
zemnienierozsądnaistota,żebysięniezłapaćporęczy,
żestara,agłupia.Autobusjednakruszył,zagłuszając
wszystkiedocinkipodmoimadresem,ipokilku
przystankachmogłamspokojnie(beztowarzystwa
ciekawskichspojrzeń)wysiąść,oczywiściezniewielką
pomocąMoniki.
–Daszradędojśćdodomu?–spytała.–Możecię
odprowadzę?
–Nie,nicminiejest.Tylkosobiepozdzierałamskórę
ilekkosiępotłukłam,aletodasięprzeżyć.
–No,jakchcesz.
–Dzięki,Moniu.Iprzepraszamzatenobciach
wautobusie.
Doczłapałamsiędodomu.Niemyślałam,żesprawi
mitoażtylekłopotów.Jednakodprzystankudomojego
blokubyłcałkiemsporykawałek.Dopieroteraz
tozauważyłam.Naszczęściedrzwiodklatkischodowej
byłyotwarte,więcniemusiałamprzetrząsaćtorby
wposzukiwaniuklucza.Głowąnacisnęłamdzwonekprzy
drzwiach,bootejgodziniecórkapowinnabyćjuż
wdomu.
–O,Dżizus!–krzyknęłaLusianamójwidok.
–Gdzie?–spytałam,silącsięnakiepskidowcip.
–Natwojejtwarzy.
–Todawajjakiścałun.
–Mamo,nieżartuj.Autobusprzezciebieprzejechałczy
co?
–Prawiezgadłaś.Ażtakźle?–spytałam,kierującsię
odrazudołazienki,abywkońcuspojrzećwlustro.
–Centrumćwiczyłam.Jakzadawnychczasów
–dodałam.
–Jakieznówcentrum?
–Środekciężkościwłasnegociała.
–Co?!
–Nowiesz,jakzadawnychlat,młodośćijazdabez