Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Nadrugidzień,kiedytylkoprzekroczyłamprógszkoły,
odrazupodeszładomnienienajbystrzejszauczennica
zklasymaturalnejizanimzdążyłamodpowiedziećnajej
„dzieńdobry”,zasypałamnielawinąpytań.
–O,rany!Cosiępaniprofesorstało?Kurczę,tomusi
boleć,co?–trajkotała,ajaspoglądałamnaniąspod
przyciemnianychokularówniczymofiaraprzemocy
domowej.
–Jestażtakźle?–Uśmiechnęłamsiędoniejizgrabnie
ominęłam,próbującdostaćsiędopokoju
nauczycielskiego.Tutajodrazunatknęłamsię
naciekawskiespojrzeniadwóchkoleżanek,wcześniej
pewniepochylonychnaduczniowskimizeszytami.
Naszczęścieonicniespytały.Dopierokiedywpokoju
zajętezostaływszystkiemiejsca,podniosłamnosznad
parującegokubkaherbatyipokrótcewyjaśniłam,
comisięstało.Niemiałampewności,żewszyscy
miuwierzą,alewolałamzałatwićtęsprawęnaforum
publicznym,niżczekać,ażktośodważysięzapytać.
Pominachkoleżanekwnioskowałam,
żesąusatysfakcjonowanemojąopowieścią.Naszczęście
niktniepróbowałdopytywaćoszczegóły.Akurat
wpokojuniebyłonajwiększejszkolnejplotkary,więc
spokojniemogłamtendzieńprzetrwać,nieodpowiadając
nakomentarzewścibskiegobabska.Zdzieciakami
jednakniepójdzietakłatwo.Ciekawośćmają„wpisaną”
wobowiązkiucznia,więcnieodpuszcząnapewno.
Wsumiemiałamteżinnąmożliwość.Mogłam
zabunkrowaćsięwpokojunauczycielskim,auczniomdać
kluczdoklasy,niechsiedząirobiąćwiczenia.Niestety,
mojaobowiązkowośćminatoniepozwoliła,więc
podzwonkukarniepomaszerowałamdoswojego
gabinetu.
Miałamwrażenie,żeuczniowieśledzilikażdymójruch.
Wnapięciuoczekiwali,kiedywkońcucośnatemat
swojejzmasakrowanejtwarzypowiem.Wpowietrzu
słychaćbyłolatającemuchy.