Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Mariannewprzerwieswojegocodziennegoulicznego
występupopijałagorącącafelattezpapierowego
kubka,pragnącrozgrzaćciało,aleprzedewszystkim
dłonie,którenajtrudniejznosiłyzimnoiprzejmujący,
mroźnywiatr.Wydawałosię,żepopołudnieprzyniesie
poprawępogody,aleMarianneniemiaławątpliwości,
żerobisięcorazchłodniej.
Zamyślona,lekkodrżącnacałymciele,popatrzyła
przedsiebieinagledostrzegławysokiegomężczyznę
zmierzającegoprostowjejstronę.Tobyłon!Tensam
bogaczoniebieskichoczach.Próbowałaniedać
posobiepoznać,jakbardzoucieszyłjegowidok.
Dzieńdobryusłyszałajegoniski,nieco
zachrypniętygłos.Podniosławzrokimogłabyprzysiąc,
żewniewyraźnymgrymasiejegowargdostrzegłacoś
nakształtuśmiechu.
Witamodpowiedziałaniecozawstydzona,choć
zupełnienierozumiaładlaczego.
Nieśpiewasz?
NieZrobiłamsobieprzerwę,bysiętrochę
rozgrzać.
Czysłyszał,jakbardzodrżyjejgłos?Czy
maświadomość,żesposób,wjakinaniąpatrzy,
onieśmielają?JejmążDonalnigdytaknaniąnie
spoglądał.Wjegooczachwidziałazawszełagodność
iżyczliwość.
Jakidzieinteres?
Wporządku.Wzruszyłaramionami.Zerknęła
naskromnąkolekcjęmonetwfuterale.Jakjuż