Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁCZWARTY
Mariannespałaznakomicieprzezcałąnocpomimo
tyluwrażeńinowegomiejsca,któremiało,
przynajmniejnapewienczas,staćsjejdomem.
Obudziwszysięwczesnymrankiem,niewylegiwała
sięaniminutydłużejwłóżku,tylkonatychmiast
podniosłasięibosopodeszładookna.Nazewnątrz
panowałjeszczemrok,typowydlatakwczesnych
zimowychgodzin,alejużgdzieniegdzieprzebijałys
pierwszejasnesmugitworzącepastelowąmozaikę
naniebie,taknieprawdopodobniebarwną,jakby
odcienieróżu,błękituifioletubyłydziełemartysty,
anieprzypadkowąigraszkąnatury.
Mariannesplotłaramionanapiersi,próbującdodać
sobieotuchytegopierwszegodniaswojegonowego
życia.Byłazdeterminowana,bywszystko,cospotka,
powitaćzoptymizmeminadzieją,anielękiem
iniepewnością.Przecieżtowszystko,cosięteraz
działo,byłoekscytujące.Niemiałasięczegobać.Już
samwidokzaoknemsprawiał,żeczułasiętak,jakby
oglądałaobrazekzbaśnidladzieci.Zasypaneśniegiem
pola,migoczącyszronnadrzewach,ciszaispokój
dookoła
Właściwiemogłabymsobiewyobrazić,żejestem
uwięzionąwzamkowejwieżyksiężniczką,pomyślała
rozmarzona.Porwanąprzeznikczemnego
czarnoksżnika
Nagleprzypomniałyjejsięostresłowanauczycielki:
„MarianneLockwood,gdybyśpoświęcałatyleczasu
nanaukę,ilenabujaniewobłokach,tomożecoś