Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ciekawe,copowiedziałbyAndrzej,gdybyjąwtejchwilizobaczył.
Pewnieużyłbygorszegookreślenianiż„kompletnyupadek”
—przemknęłojejprzezmyśl.Miałtalentdoznajdowaniasłów,które
bolały.
WybawicielkadźwignęłaładunekzBaśkąwroligłównejikoło
ruszyłozcichymjękiem.Deszczlałcorazrzęsiściej.
—Zaszłamzapytać,czyniemaszrobotydlamojegokuzyna
—wyjaśniłaruda,pchającwózek.—Dompootwierany,nikogo
wśrodku.Miałamiść,alejakiśpieszacząłwyćidoszłamdoklatek.
Baśkazastanowiłasię.Ciekawe,któremuzeswoichpodopiecznych
zawdzięczaratunek.
—Bardzopanidziękuję—wydusiła,podskakujączjękiem,kiedy
taczkaprzejechałaprzezkamień.—Niewiem,jakmogęsię
odwdzięczyć…Możebędęmogła…
—Nicniemów,zabardzosięmęczysz.Zresztąnormalnasprawa.
Wkońcujesteśmysąsiadkami—kobieta,dysząc,zaparkowałapod
drzwiami.
Sąsiadkami?Baśkapomyślałaozamkniętejnagłuchochałupie
zwalącymsiępłotem.Nie,pewniechodziotendombliżejszczytu.
Byłatamraz.Przeddrewnianąchatąstałrdzewiejącywraktraktora,
walałysięśmieci,ramystarychrowerów,anasznurzesuszyłysię
flanelowekoszuleidziecięceubranka.Zapukaławtedydodrzwi,ale
otworzyłmocnowczorajszyfacet,którynajejwidokniepróbował
nawetudawaćuśmiechu.Napytanieojajkarzucił,żekurysięteraz
pierzą,anieniosą.Wydałjejsiętakniemiły,żewięcejtamnie
wróciła.Byćmożetowłaśniejegożonawciągałająterazposchodach.
—Przećwiczyłamtonaswoimstarym—rudaotworzyładrzwitak
energicznymkopniakiem,żeprawiespadłajejznogigumowa
podróbkacrocsa.—Mogłybyśmypoczekaćnazewnątrz,aletutaj
potrafiądługojechaćdopacjenta.
DociągnęłaBaśkędosofki.Odsunęłakraciastykoc,bynie