Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Moirodzicecorokujeździlinacmentarzwieczorem.
Nigdynieproponowalimi,byśmypojechalirazem,
bowiedzieli,żepotrzebowałamczasusamnasam
zArturem.Onichybateżlubiliznimrozmawiać,ale
nigdyniepytałamich,czyfaktycznietorobią.Mama
każdegorokustawiałazniczwpękatymszkle,atatadbał
odoniczkęzżywymikwiatami.
Kiedyśusłyszałamrozmowęrodzicówotym,
żechcielibyktóregośrazuspotkaćnacmentarzu
Bieleckich.Zapytalibyichwówczas,kiedywreszcie
odwiedząswojewnuki.Niewątpiłam,żerodziceArtura
odwiedzalijegogróbwdniurocznicy,alejeszczenigdy
niezłożyłosię,żebyśmyjaczyktokolwiekzmoich
bliskichzobaczyliichnacmentarzu.Samanie
wiedziałam,comogłabymimpowiedziećpodczastakiego
przypadkowegospotkaniawnajgorszymzmożliwych
miejsc…
–Jajużteżbędęsięzbierać.Miałamcizabraćtylko
chwilę…–powiedziałacichoKamila,nadalspięta,chociaż
jejspojrzeniewyglądałonaniecomniejsmutne
ispłoszoneniżnapoczątku.
–Nie,nie.Spokojnie.Zostańjeszcze…–odparłam
odrazu,posyłającjejuspokajającyuśmiech.
Kamilajednakwstała,ajaautomatyczniezrobiłam
tosamo.
–Muszęjużjechać.Jutrotrzebaiśćdopracy–mruknęła
iwzruszyłaramionami.–Dziękujęcizatęrozmowę.
Dziękujęzato,żemniewysłuchałaś.Mamnadzieję,
żejeszczesięzobaczymy–dodała,azwnętrzaswojej
torebkiwyciągnęłaprostokątnąwizytówkę,przesuwając
jąkumniepostole.–Tumaszmójnumer.Jeśli
chciałabyśsiękiedyśspotkaćnakawę,towiedz,
żebędzieminiezwyklemiło.
Możliwe,żezobaczyłanamojejtwarzyzdziwienie,ale
złapałambilecikznumeremiprzytaknęłam,uśmiechając
się.Wyszłyśmyzpokoju,ajaodprowadziłamKamilę
dodrzwi.Przedopuszczeniemdomuwyglądałatak,jakby
chciałacośjeszczepowiedzieć,alepowstrzymałasię