Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zpewnościąmamwięcteżjakiśkremalbocośwtym
rodzaju.
Unoszędłoń,zastanawiającsię,jaknibymamznaleźć
cokolwiek,będącjednocześnieoślepionabielą,aleszybko
okazujesię,żetomojenajmniejszezmartwienie.
Problemwtym,żemojarękajesttakospałaiciężka,
jakbyzupełnienienależaładomnie.
Nopięknie.
Zoczywistychwzględówpoparzeniasłoneczne
schodząteraznadrugiplan,robiącmiejscepytaniu:
cotusięwyprawia?
Ktośmnieodurzył?Alewjakimcelu?Niemam
żadnychkosztownościaniniczegotakiego.Mimożemoja
torbasprawiawrażeniesuperwyposażonej,wwiększości
sąwniejsameśmieci.
Amożetopróbagwałtu?Tylesięterazotymmówi...
Wystarczychwilanieuwagi,podczasktórejktośwsypie
cośdodrinka,ijestjużpowszystkim.
Alenibyjak,skoroniebyłamnażadnejimprezie.
Toznaczy,niepamiętamtego,codziałosięwcześniej,
aleznamsiebieażzadobrze,bywiedzieć,żespędziłam
tenczas,leżącwłóżkuijedząckokosoweciasteczka.
Chybaże...toonesąproblemem.
Mamazawszepowtarza,żebymniejadłaichwtakich
ilościach,bokiedyścośmisięstanie.Nigdynie
doprecyzowała,codokładniemanamyśli,alemoże
chodziłojejobycieuprowadzoną,anietylkoocukrzycę.
Łzygromadząmisięwkącikachoczu.Niepłaczę
zbezsilności,aletabiel...todlamniezdecydowaniezbyt
wiele.
–PaniElżbieto,jaktam?
Zaraz,zaraz,czyktoś...mówidomnie?