Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zpewnościąmamwięcteżjakiśkremalbocośwtym
ro​dzaju.
Unoszędłoń,zastanawiającsię,jaknibymamznaleźć
cokolwiek,będącjednocześnieoślepionabielą,aleszybko
okazujesię,żetomojenajmniejszezmartwienie.
Problemwtym,żemojarękajesttakospałaiciężka,
jakbyzu​peł​nieniena​le​żaładomnie.
Nopięk​nie.
Zoczywistychwzględówpoparzeniasłoneczne
schodząteraznadrugiplan,robiącmiejscepytaniu:
cotusięwy​pra​wia?
Ktośmnieodurzył?Alewjakimcelu?Niemam
żadnychkosztownościaniniczegotakiego.Mimożemoja
torbasprawiawrażeniesuperwyposażonej,wwiększości
wniejsameśmieci.
Amożetopróbagwałtu?Tylesięterazotymmówi...
Wystarczychwilanieuwagi,podczasktórejktośwsypie
cośdodrinka,ijestjużpowszyst​kim.
Alenibyjak,skoroniebyłamnażadnejimprezie.
Toznaczy,niepamiętamtego,codziałosięwcześniej,
aleznamsiebiezadobrze,bywiedzieć,żespędziłam
tenczas,le​żącwłóżkuije​dzącko​ko​sowecia​steczka.
Chybaże...toonepro​ble​mem.
Mamazawszepowtarza,żebymniejadłaichwtakich
ilościach,bokiedyścośmisięstanie.Nigdynie
doprecyzowała,codokładniemanamyśli,alemoże
cho​dziłojejoby​cieupro​wa​dzoną,anietylkoocu​krzycę.
Łzygromadząmisięwkącikachoczu.Niepłaczę
zbezsilności,aletabiel...todlamniezdecydowaniezbyt
wiele.
PaniElż​bieto,jaktam?
Za​raz,za​raz,czyktoś...mówidomnie?