Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Otym,codalej.
Bezpytaniazajmujemiejscewjednymzwiklinowych
foteliispoglądanamniezpowagą.Nienawidzę,gdy
torobi.Pewniewydajesięjej,żedziękitemuwygląda
poważniej,aleodnosiodwrotnyskutek.
–Mówiłamciolekarzu,któregopolecałdoktorLisiecki.
Chciałabym,żebyśsiędoniegoumówiła.Podobnojest
świetnymspecjalistą.
Mamwrażenie,jakbyrecytowałatozjakiejśwciskanej
wszpitaluulotki.
–Mhm.–Towszystko,comamdopowiedzenia.
–Jestemprzekonana,żeoncipomoże.Albo
przynajmniejskierujenaswodpowiedniąstronę
ipodpowie,codalej.
Nieodpowiadam,boniewiem,jaktoskomentować.
Perspektywakolejnejwizytylekarskiejpowoduje,
żetargająmnąjeszczewiększenudności.Tencały
wysiłekzwiązanyzzebraniemsię,wyjściemzdomu,
brakiemomdleniagdzieśpodrodze...Atowszystkotylko
poto,byporazkolejnydowiedziećsię,żemojachoroba
jesttaktajemnicza,żeniedasięjejnawetnazwać.
Mamazaczynauderzaćpalcamiooparciefotela.Jej
cierpliwośćjestjużnawyczerpaniu.
–Serio,myślisz,żetocośda?–pytam.
Przezostatniednistarałamsięniemyślećotych
wszystkichproblemach,zrzucającjenasamodno
mojegoumysłu,tużobokmatematycznychrównań
ihistorycznychdat.Liczyłam,żewnajbliższejprzyszłości
niebędęmusiałatamzaglądać,alezapomniałam
ouporzemamy.
–Oczywiście,żetak.Ajużnapewnowięcejniżleżenie
włóżku.–Mamakrytyczniespoglądanapanujący