Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wrzeczywistości.Milicjantteżchybasięzgubił,
bominąwszyjakiśzakręt,zawróciłpokilkukrokach,
zgarniającKrugłegozesobą,ipodążyłgdzieśwkolejny
uchyłekprowadzącyniewiadomodokąd.Wreszcietrafili
dodużejsali,wktórejprzyogromnymstolesiedział
Karbaszzkimśjeszcze.Kobiety,któraznalazłaciało,nie
było.
Starszymężczyznawstałiwyszedłimnaprzeciw.Był
podenerwowany.Wysoki,dośćszczupły,ubranywnieco
znoszonygarnitur,alerzadkokogobyłodziśstać
nanowy.Siwewłosyzaczesanemiałdotyłu,okulary
wrogowejoprawiedodawałyjegopociągłej
ipobrużdżonejzmarszczkamitwarzyniecosurowej
powagi.Lekkowystającyimięsistypodbródek
zpodłużnymrowkiempośrodkuniepasowałdoniej.
–Reszke,naczelnikWydziałuPrzemysłuiHandlu
–przedstawiłsię,podającrękęnajpierwmilicjantowi,
potemKrugłemu.
Karbaszsiedziałwciążprzystole,skubiącpaznokieć,
inieodzywałsię.
–Todzieckonaciężarówce…–Reszkewestchnął
ciężko.–Widziałemprzedchwiląprzezokno,kiedy
przyjechaliście…Ja…Myjeznamy.
–Jakto?!Skąd?
–ToSzlomo,żydowskidzieciak,którymsiętrochę
tuopiekowaliśmy.Pomagałnam.Czasempełniłfunkcję
gońca,nosiłpapiery,obierałkartofle,takichłopak
odwszystkiego.Dostawałniekiedyobiad…Cozamenda
zabiładziecko?–Reszkepokręciłgłowąwniepojętym
zdumieniu.
–Nazwiskochłopaka–zażądałsierżant.
–Nieznam.–Naczelnikbezradnierozłożyłręce
iodwróciłsięwstronęstołu.–Lutek?
Karbaszzgłupiąminąwzruszyłramionami.
–Ktobędziewiedział?